środa, 21 kwietnia 2010

Wracamy do normy...


I po żałobie. Łzy obeschły, głowy popiołem posypane, można iść dalej. Ba, trzeba wręcz nawet. Wybory tuż, tuż i już za chwileczkę, już za momencik będziemy mogli zasiąść przed telewizorami, monitorami komputerów czy wziąć laptopa na kolana, albo gazet kilka do ręki i śledzić, oglądać, podziwiać wyborczy cyrk. Chyba, że grubo się mylę co do przyszłej kampanii wyborczej na Prezydenta RP i będzie ona przeprowadzona godnie…
Cóż, wówczas wszystko – czyli ów CYRK – odszczekam.
Jednakowoż mam pewne wątpliwości czy będzie mi dane. Dlaczego? Bo tak! A prawdę mówiąc, dlatego, że wiem, co działo się przed 10.04.2010, widziałam, co robią, mówią i do czego zdolne są osobowości z politycznego i medialnego poletka. I właśnie choćby z tego względu obawiam się, że szczeku mojego nie usłyszycie.
A oto kilka moich przemyśleń na temat tego, w jaki sposób dzisiaj robi się politykę po polsku (w porządku, niech będzie, że do 10.04.2010).
Otóż, w dniach żałoby narodowej po zmarłej parze prezydenckiej (ale też wszystkich, którzy stracili życie w katastrofie pod Smoleńskiem) cała Polska pogrążona była w smutku, czasie wspominek i jednym wielkim społeczno-medialno-politycznym wyrzucie sumienia.
Społeczeństwo wreszcie miało okazję dowiedzieć się nowych rzeczy na temat Lecha Kaczyńskiego, poznać tę pomijaną przez lata drugą stronę medalu. Wszak dotychczas media, tabloidy i politycy przedstawiali go, jako złego, niedobrego, brzydkiego, wręcz niedorozwiniętego… Tymczasem nagle nagłaśnia się, że prezydent miał naukowy stopień profesora. Co pozwala mi twierdzić, iż był najlepiej wykształconym przedstawicielem tegoż urzędu po 1989r. Nie wiedzieliśmy – my prości Polacy zbijający się w szarą masę anonimowych twarzy bez wyrazu, że Lech Kaczyński miał poczucie humoru, cechował go dystans do siebie, uwielbiał dowcipkować i jakże łatwo nawiązywał kontakty interpersonalne. Wow, niemożliwe! Ten sam Lech Kaczyński? Może mówią o kimś innym? Ale nie… Naród doświadcza kolejnego dysonansu poznawczego dowiadując się, że para prezydencka to dwoje zwyczajnych, kochających się i troszczących o siebie nawzajem ludzi. Ludzi, którym nie są obojętne sprawy społeczne, a Pierwsza Dama pochyla się niemal nad każdym skrzywdzonym czy wyśmiewanym z powodu choroby, czy dysfunkcji organizmu człowiekiem, że zawsze ma czas na uśmiech i dobre słowo dla innych. Okazuje się nagle, że Maria Kaczyńska to nie taka znowu czarownica-ropucha, a kobieta wykształcona, oczytana, ciepła, w porządku i w ogóle fajna jakaś taka, no, nieeee?
Dalej, pojawiają się publiczne spowiedzi przed kamerami i w formie pisemnej, że ktoś „w krytyce prezydenta bywał niesprawiedliwy”. I, jak grzyby po deszczu, wyrastają przed uszami i oczyma pospolitego Kowalskiego, który wszak nie trzymał (i nie ma takiej możliwości) każdego polityka za rękę i nie śledził każdej jego wypowiedzi, nowe fakty. Nagle okazało się, że Lech Kaczyński przez prawie dwa lata kierował Solidarnością. NIESAMOWITE!!! Jak to? Wydawało się (a może tylko nam wdrukowano), że komunizm samodzielnie (własnymi „ręcyma”, choć „nie chciał, ale musiał”) obalił Lech Wałęsa. Prezydent Kaczyński zaś w tamtym czasie dla Solidarności robił tylko za „przynieś, wynieś, pozamiataj”, wedle oświadczeń szanownego Pana Wałęsy (który notabene odgraża się, iż jest gotowy znów wrócić do polityki, stanąć do boju – oby tylko nie o fotel prezydencki, na Boga!).
I tak oto kreowano wizerunek Prezydenta – czarny PR rulezz!  Po „przynieś, wynieś, pozamiataj” Wałęsy, przyszła kolej na innych prześmiewców. Kilka przykładów ku pamięci, a może bardziej ku opamiętaniu się: Palikot: prezydent to „cham”, „trup na wrotkach”, oraz „alkoholik”, Wojewódzki: prezydent to „semantyczne nadużycie”, Figurski: „mały, ograniczony i głupi człowieczek”… I wiele, wiele innych. „Kaczyzm”, „kartofel”, „Kaczpospolita” etc…
I pewnie, gdyby scenariusz wydarzeń z 10.04.2010 potoczył się inaczej, wciąż faszerowano by nas podobnymi przekazami na temat Prezydenta.
W porządku…
Krótka projekcja: załóżmy, że samolot się nie rozbija, a ląduje awaryjnie w Moskwie czy Mińsku. Prezydent z zaproszonymi na pokład Tupolewa osobami rezygnuje z udziału w uroczystościach w Katyniu, bądź – i tu nie wiadomo, co gorsze – spóźnia się kilka godzin, dojeżdżając na miejsce samochodem. Prawda, że łatwo sobie wyobrazić, co dzieje się w obliczu takiego obrotu spraw w mediach? Od razu pojawiają się nagłówki typu: „Prezydent nie zdążył”, „Prezydent spóźnia się na uroczystość – nie szanuje pamięci poległych”, „Rodziny katyńskie nie doczekały się na Prezydenta”, etc., etc. Palikot pewnie też wysmarowałby na swoim blogu okraszony barwami i suto zakrapiany epitetami esej opisujący niezdarność i wyśmiewający Lecha Kaczyńskiego. W mediach znów głośno by było o tym, jak to Kaczor po raz kolejny skompromitował Polskę w oczach świata.
Fortuna jednak kołem się toczy i od felernej soboty ludzie biją się w piersi – jedni w wyrazie autentycznej skruchy i z zastanowieniem, refleksją na przyszłość; inni, bo tak wypada, poza tym może to być strategiczne. W każdym razie przez ostatni tydzień obserwowaliśmy, jak dziennikarze, społeczeństwo, politycy i w ogóle wszyscy dokopują się do ukrytych głęboko pokładów empatii, łapią się za głowę (często przesadnie wręcz z darciem z niej włosów) i wychwalają Prezydenta, posypując sobie nawzajem głowy symbolicznym popiołem w nadziei na mentalne i społeczne rozgrzeszenie.
Jeszcze dziś, wałkujemy temat katastrofy i wspominek po zmarłej Parze Prezydenckiej, lecz już mniej obrazowo, z mniejszym wyrzutem sumienia – o tak, jesteśmy już coraz bardziej ukojeni w swoim bólu. I pojawiają się takie perły, jak spotkanie z jasnowidzem w telewizji śniadaniowej i dywagacje na temat tego, że Jackowski i jemu podobni przewidzieli to wydarzenie już w ubiegłym roku. Co to jest telepatia, jasnowidzenie, czy możliwy jest kontakt z duchami? O taaak!!!!! Przeprowadźmy publiczny telewizyjny seans spirytystyczny z ofiarami katastrofy lotniczej prezydenckiego Tupolewa i rozwiejmy wszystkie wątpliwości, a jeśli będziemy mieli odrobinę szczęścia, to otrzymamy przekaz zza światów odnośnie następcy Głowy Państwa.
Paranoja jakaś…
Bo jeśli tak mają wyglądać żałobne rekolekcje, to ja wysiadam z tego autobusu i idę piechotą. Żałoba – owszem.
Próby pogodzenia się z tym, co się stało – oczywiście.
Próby rozwiązania wszystkich tajemnic związanych z katastrofą – jak najbardziej.
Ale może w nieco innej formie… Bez błazenady. I nie umniejszam tu darów jasnowidzenia, czy innych paranormalnych umiejętności. Zwyczajnie uważam, że to ani czas, ani miejsce na ich aktywizowanie. Czy wymądrzanie się Pana Jackowskiego o tym, jak to przewidział rozbicie się samolotu nad Ukrainą. Ładne dorabianie teorii – i pomyśleć, że jeszcze w sobotę i niedzielę najczarniejszego polskiego weekendu ten sam jasnowidz odżegnywał się od skojarzeń jego wypowiedzi z katastrofą i nie zakładał sobie wieńca laurowego na skronie…
Osobiście, wolałabym, aby ewentualne zmiany nie szły w tym kierunku – z pewnością metafizyka nie powinna być ich osią…
Od mediów i polityków zaś oczekuję ocknięcia się i spojrzenia na wszystko to, co dzieje się w życiu publicznym krytycznym i zarazem obiektywnym okiem.
No i najważniejsze, aby wyciągnąć coś z tej tragedii powinniśmy w końcu przestać się okłamywać.  
Życzę sobie i społeczeństwu, by ta żałoba nas ucywilizowała.
Bo, czy to aby nie nasza wina (mówię o społeczeństwie),  że dopuściliśmy do tego, iż rywalizacja międzypartyjna przybrała kształt „ustawki” kibiców – pardon KIBOLI - walczących ze sobą drużyn piłkarskich? Politycy wszak i inne osobowości medialne robią to, na co społeczeństwo przyzwala. Oczywiście nie powinno to być żadnym usprawiedliwieniem dla Palikota i jemu podobnych, niemniej ich istnienie, ich działalność stanowią odpowiedź na stare jak świat hasło: „Chcecie igrzysk? Proszę bardzo! Oto one!"
Ponoć według Pana Nałęcza, wybory w obecnej chwili nie są już normalną, partyjną rywalizacją o urząd prezydenta, ale stanowią działanie w poczuciu odpowiedzialności za Polskę. "W tej sytuacji nie powinno być miejsca na partyjną rywalizację, na partyjne targowisko. Im mniej będzie kandydatów, im bardziej ograniczymy to działanie do rzeczywistego wyboru głowy państwa, pozbawiając go elementu partyjnej rywalizacji, tym będzie dla Polski lepiej" - powiedział. Brzmi kusząco, ale…
Czy coś się zmieni? Czy będę mogła odszczekać wszystko, co powiedziałam na temat cyrku? Nie wiem… Chyba nie. Już kilka osób (polityka, kościół) pokazało, że "grzeczna" forma prowadzenia polityki i sprawowania funkcji społecznej ich nie interesuje tudzież nie dotyczy.
Dopóki, zatem my, jako społeczeństwo nie zaczniemy ich rozliczać, myślę, że można zapomnieć o zmianach.
Amen.

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).