środa, 6 października 2010

Media na speedzie - czyli o szkodliwości dopalaczy cz.1 (kolejnych może nie być).

Włączam telewizor – dopalacze, włączam radio- dopalacze… w każdej gazecie, dzienniku – dopalacze. Surfuję w sieci – bez zmian: DOPALACZE!
Temat na topie! Temat rozdmuchiwany, zaczynam się zastanawiać, czy nie ponad miarę swojej szkodliwości. Ba! Powiem więcej: czuję, iż ktoś społeczeństwu wodę z mózgów robi.
Wcześniej wałkowano temat aborcji, in vitro, nie wspominając już o powracającym niczym bumerang temacie ocieplenia klimatu….
Czyli nie po raz pierwszy media bombardują nas tematem hitem i robią wokół niego dużo szumu. Sorry, ale naprawdę to już zaczyna być śmieszne… Nerwowe wypowiedzi Pana Premiera, odgrażanie się, że spisze nowe prawo, że będzie restrykcyjne… CO chwilę pojawiają się newsy o kolejnych ofiarach dragów (pardon: dopalaczy). Och matko! Kto by pomyślał!!! Mam tylko jedno pytanie: czy ci wszyscy poszkodowani, którzy znaleźli się w szpitalu z powodu użycia/nadużycia dopalaczy to jedyne ofiary w/w specyfików? Czy to znaczy, że dotychczas dopalacze były bezpieczne? Bo przecież nikt nie mówił wcześniej w mediach o żadnych ofiarach… Jakaś kompletna paranoja!
Tak na marginesie dodam, że nie jestem zwolenniczką dopalaczy i innych „aczy” czy narkotyków… niemniej to nie o sympatie czy antypatie w tej chwili chodzi. Chodzi o zasady – bo o cóżby innego!

Więc dziwi mnie ta niespodziewana nagonka na sklepy z używkami. Dlaczego dopiero teraz? Czyż nie istnieją od one już od kilku lat?! Dlaczego temat wypłynął dopiero dziś? I to do tego stopnia, że codziennie słyszymy o tajemniczych przypadkach przedawkowania czy też nadużycia dopalaczy, oraz o hospitalizacji młodych ludzi, którzy z tymi środkami mieli do czynienia… Hm, mieli do czynienia… Cóż… Nazwijmy rzeczy po imieniu: zażywali a może nawet nadużywali. Nie okłamujmy się, bowiem, od samego patrzenia czy świadomości istnienia wspomagaczy, nic by się im nie przytrafiło.
Dopalaczami handlowano od lat. Rynek kwitł, powiększał swój zasięg… i nikt wcześniej tym się nawet nie zainteresował. Aż tu nagle budzisz się człowieku pewnego pięknego jesiennego dnia i zewsząd jesteś bombardowany informacjami o dopalaczach: krytyka, protesty, najazdy policji, szum medialny – Panowie i Panie! Tych minionych lat braku zainteresowania nie da się nadrobić w kilka dni.
Po co więc toczy się tę pianę? Obstawiam, iż po to, by odwrócić naszą uwagę od spraw bardziej istotnych (jak zawsze). Jest w tej całej „aferze” ukryte dno, albo nawet kilka takich ukrytych den (na szybko wymyśliłam dwa):
1.    Dopalacze to temat odciągający uwagę od rzeczy istotnych, w które społeczeństwo nie powinno się angażować, a co najwyżej dowiedzieć „po fakcie”.
2.    Ktoś postanowił użyć tej sprawy jako karty przetargowej w wyborach (choćby samorządowych, o których w porównaniu z dopalaczami, mówi się ostatnio jakoś mniej jakby, albo mi się wydaje).

Kto potrafi odpowiedzieć na moje pytanie:
Kto i po co chce nami manipulować?
Gdzie leży sedno sprawy? -  Bo chyba tylko bardzo naiwny uwierzy, że chodzi tu o szkodliwość dopalaczy i tylko o nią.

PS.
Osobiście uważam, że temat „dopalaczy” jest lepszym tematem zapychaczem, ogłupiaczem niż przebrzmiały temat „krzyża”. Może dzięki niemu zrobi się porządek z podróbkami, które w swoim składzie mają jakieś szemrane składniki…

Swoją drogą, ciekawe o co chodzi z szumem wokół Palikota (coś mi podpowiada, że ów też ma swoje ukryte znaczenie i prędzej czy później ono się nam objawi).

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).