Ubóstwiam tego faceta, od kiedy pamiętam! Czytać, słuchać, patrzeć - co tylko się da. Jest fenomenalny! O kim mowa? Ano, o jednym z moich BOGÓW, którym jest Artur Andrus.
Zdaję sobie sprawę, że nie jestem tu przesadnie odkrywcza, gdyż bawi on wielu i fascynuje równie pokaźną liczbę osób, lecz nie zmienia to faktu, że jest jednym z nielicznych przedstawicieli ludzi polskiej estrady, który budzi we mnie tyle pozytywnych wibracji. I chwała mu za to! Szukałam minusów, niestety (stety - ja tam się cieszę) Pana Artura zwyczajnie nie da się nie lubić. Cóż, ten typ tak ma! Ja go po prostu uwielbiam - ubóstwiam tę jego powierzchowną powagę kontrastującą jakże mocno z zabawnym tekstem, bądź zaaranżowaną scenką (niezależnie od tego, czy będzie to piosenka, dowcip, czy inny rodzaj ekspresji). Nie wspominając już o tym jego głosie - uwarunkowałam się, że ho ho: strzygę uchem zawsze, kiedy tylko go wyłapię. Poza tym facet jest tak cholernie inteligentny i potrafi tę swoją inteligencję i kreatywność wykorzystać w taki sposób, który sama preferuję i mi się bardzo podoba.
Dziś mam dla Was małą perełkę...
Nie potrafiłam się oprzeć i zanabyłam to oto cudeńko:
Ehs, cholera! Czy ja sobie nie mogę znaleźć mniej popularnego BOGA? A tak co? Kurna blaszka, oficjalnie, trafiłam na ciągnącą się w nieskończoność listę jego
wielbicielek.
Ale cóż więcej można począć z tak wdzięcznym
obiektem czci, kultu i uwielbienia :)