środa, 26 maja 2010

Nic ludzi tak nie gorszy jak prawda. Czasem nasuwa się myśl, że dla uniknięcia publicznego zgorszenia trzeba unikać prawdy. 
Stefan Kisielewski.

niedziela, 23 maja 2010

Lejąca się woda obnażyła nieudolność naszego rządu (PO traci punkty w rankingach)


Chciałam uniknąć jazgotania, ale obawiam się, iż będzie to niemożliwe.  Kiedy bowiem patrzę na to spustoszenie, jakie dzieje się za przyczyną wezbranych go granic możliwości i wypluwających z siebie wodę rzek, to otwierają mi się wszystkie scyzoryki w kieszeniach, choć wcale nie pochodzę z Kielc.
Po powodzi w 1997 roku, kiedy Wrocław znalazł się pod wodą (pamiętam to dokładnie, bowiem byłam wówczas w podwrocławskim Mikołowie i brałam aktywny udział w budowaniu wałów z worków z piasku, etc.) … zatem po tamtej nieszczęsnej powodzi nie zrobiono, nic, by sytuacja się nie powtórzyła.  Żadna z większych obietnic rządowych dotycząca prewencji nie doczekała się przekucia jej w działanie.
Nie mogę się nadziwić. Naprawdę, nie mogę … Bo, jak to jest do jasnego gwinta w końcu?! Co roku przecież w mniejszym lub większym stopu, wody rzek, strumieni i potoków wylewają (taka kolej rzeczy). Lecz nic (przynajmniej w naszym pięknym kraju) się z tym właściwie nie robi, poza narzekaniem, lamentami i pośpiesznym maskowaniem niedociągnięć rządu, jego nieudolności i pustosłowia w tym zakresie.
 Myślący kraj (dobrze, uściślijmy: myślący gospodarz, zatem premier, bądź w ogóle cały rząd) powinien był już wówczas, po 1997 roku, zarządzić robotę u podstaw, w celu zminimalizowania zagrożenia powodzią. Nie wiem, strzelam, bo ani inżynierem melioracji nie jestem, ani innym technikiem specjalistą, ale… czy nie można było przy użyciu jakichś monstrualnych koparek pogłębić koryta rzek? Choćby tylko tych, co do których istnieje podejrzenie wylania? Nie wierzę w to, że w dobie tak rozwiniętej technologii nie ma takich możliwości. Raczej to kwestia chęci, pomysłu i budżetu. Ów ostatni zaś jest dość ważny, bo nasz narodowy przecież jest w opłakanym stanie. Niemniej przyszła Unia Europejska, przyszły z niej fundusze, których państwo polskie nie wykorzystało w sposób najlepszy, a wręcz odwrotnie - no, ale to temat na inną opowieść. Zabrakło nam więc owego myślącego gospodarza naszej polskiej zagrody. Zabrakło człowieka, który potrafiłby administrować i rządzić dla dobra ogółu, a nie jedynie dbać o swoją pozycję czy zajmować się pyskówką z opozycją lub (co też nagminne) wypełniać w pierwszej kolejności dyrektywy unijne o likwidacji dawnych molochów państwowych, które przestały być rentowne (i tu wraca jak bumerang temat mądrego i myślącego organu wykonawczego, bo gdyby były właściwie zarządzane, zapewne nie pustoszałyby i nie straszyły wyjącym po ich halach wiatrem).
Co przyniosła nam rzeczywistość? Kolejną niespodziankę, w obliczu, której nijak się ma powiedzenie „mądry Polak po szkodzie”, bo niby u licha, po której szkodzie? Tej z 1997, czy tej aktualnej, której rozmiary moim zdaniem są zdecydowanie większe niż te sprzed 13 lat. Co gorsze, heh co bardziej perfidne (a może tragi-komiczne), żywioł zaatakował nas w trakcie trwania kampanii wyborczej. I już słychać gniewne, pełnie rozgoryczenia głosy powodzian, którzy czują się zażenowani i zawiedzeni postawą premiera Tuska, który potrafi jedynie z kroplami potu na czole wygłaszać  kolejne mało wiarygodne obietnice podczas podreptywania w kaloszach tu i ówdzie. No mozolna to praca: polecieć, stanąć przed tymi ludźmi, pożałować biedaków i obiecać im pomoc, ba! zagwarantować im, że nikt z nich nie pozostanie bez pomocy. A prawda jest taka, że sam nie wie, czy jest w stanie spełnić te obietnice. A może??? A może ma świadomość tego i łże z pełną premedytacją? CZAS POKAŻE…
Jestem, a raczej byłam, głęboko zaskoczona (póki nie zaczęłam spekulować i dokopywać się do informacji) faktem, iż nasz rząd z uporem maniaka wręcz unika ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Nawet Lepper apelował do Tuska, by wprowadził dla obszarów powodziowych stan wyjątkowy. Lecz Tuskowi oczywiście to nijak nie pasuje do jego wizji. Zgodnie, bowiem z Konstytucją trzeba by wówczas przesunąć termin wyborów prezydenckich. A taka sytuacja to poważne potencjalne i nad wyraz prawdopodobne zagrożenie dla PO. Ludzie przecież widząc, że po powodzi rząd nie dał obiecanej pomocy, mogliby zagłosować na Jarosława, a nie na POPutinowskiego pomazańca Komorowskiego. Ba! Oni – ci ludzie – mogliby, w akcie odwetu za pustosłowie, zagłosować nawet na Leppera. To są wg mnie główne powody, dla których Donald robi to, co najlepiej potrafi: czyli gada, gada, gada, zamiast rzeczywiście iść powodzianom z pomocą. Puścił się w tournée po Polsce i obiecuje jednym, a grozi palcem drugim - przerzucając odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy na wójtów, burmistrzów czy nawet sołtysów, którzy nie spełnili swego zadania i to od nich będzie się wyciągało odpowiednie konsekwencje. Dobrze jest mieć na podorędziu kozła ofiarnego, nieprawdaż? Co dopiero takie stado kozłów! Złoży się tych biedaków na ołtarzu ofiarnym, a samemu umyje się z wielką gracją ręce. Jakież to typowe dla naszego rządu.                               .                                                                                                                                                                           
Cały problem niestety w tym, że mamy nie rządy ludzi światłych i działających dla dobra społeczeństwa i kraju, a raczej przerysowanych, z lekka karykaturalnych łajdaków (wiem, ostre słowo), którzy dziś obiecują, że każdy z powodzian otrzyma pomoc, ale gdy woda opadnie, a oni wygrają kolejne być może zmanipulowane wybory, tych samych powodzian będą mieli tam gdzie… gdzie słońce dochodzi tylko w szczególnych okolicznościach…
A mnie zastanawia jeszcze kilka kwestii:
1.    Co się stało z ponad dwudziestoma programami przeciwpowodziowymi dla Podkarpacia (inwestycja na prawie 3 miliardy złotych)?
2.    Czy wybudowano w końcu zbiornik Kąty-Myscowa w Beskidzie Niskim czy też zbiornik retencyjny na Nysie?
 Bo albo umknęło mi gdzieś po drodze i nie doczytałam raportu z realizacji w/w przedsięwzięć, albo sprawę wyciszono…

niedziela, 16 maja 2010

Plastikowa święta krowa i inne przypadki


I powrócił, jako się spodziewano!
W minionym tygodniu, pierwszy raz po wydarzeniach pod Smoleńskiem - kiedy to umilkł, przestał pisać swojego bloga i zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, pozostawiając śmierć najukochańszego obiektu swoich kpin i niewybrednych żartów bez choćby zdania szyderstwa, jakie zwykł był ciągnąć przez lata całe z Lecha Kaczyńskiego – oglądać mogliśmy wielki comes back nadwornego błazna areny politycznej Polskiej Rzeczpospolitej, szanownego Pana Palikota.
Nieco odmieniony wzbudził wielkie zainteresowanie swoją osobą tak mediów jak i samych polityków, czego przykładem może być przytaczana przez dziennikarzy wypowiedź Komorowskiego, który dostrzegłszy „stiuningowanego” Palikota z wrażenia aż przerwał swoją prelekcję i pozwolił sobie na publiczną (z pozoru nić niewnoszącą do wypowiedzi) dygresję: „Janusz? To Ty? To naprawdę Ty??”.
Po miesiącu milczenia kontrowersyjny poseł PO przemówił. Stwierdził, że „stary” Janusz Palikot umarł, a teraz jest nowy. O! W istocie nowy i piękny, z włosem równo przyczesanym, z okularkami w rogowych oprawkach na nosie, stonowanym garniturku i klasycznym zwisie męskim. Rzeczywiście odmieniło się nam (Pali)kocisko, tylko, że to taki tuning zewnętrzny, zupełnie jak w skeczach kabaretowych ośmieszających funkcjonowanie warsztatów samochodowych: NAŁOŻY SIĘ SZPACHLĘ TU I TAM I BĘDZIESZ MIAŁ, PROSZĘ JA CIEBIE, Z TEGO MALUCHA PEUGEOTA PIERWSZEJ KLASY. A bebechy te same!
Dlatego osobiście nie wierzę w tę przemianę i deklarację, że niby dawny Palikot umarł wraz z Lechem Kaczyńskim 10.IV. w katastrofie pod Smoleńskiem… No, owszem, owszem – umarł, bo jego dawną misją było ośmieszanie Lecha Kaczyńskiego, a skoro Leszka nie ma, a było nie było o zmarłych raczej nie wypada mówić źle, to i nie ma też dawnego Palikota. Narodził się nowy, wymuskany, wypacykowany, takiż wielce odmieniony. A odmiana, jeśli można to tak nazwać, jest jedna: Z BRAKU LESZKA CHWATA, PRZERZUCAM SIĘ NA JEGO BRATA. Ot, i tyle!
Wydaje mi się również, iż powrót Palikota ma na celu: odwrócenie uwagi od nieudolności i wpadek Komorowskiego. A jeśli Platforma wyciąga taką artylerię (i to tak szybko, bo już w grze wstępnej przed wyborami,) znaczyć to może tyle, iż strach blady z wizją wygranej Jarka rzucił się na nią czarnym cieniem. Nowonarodzonemu zaś przyznano kolejną misję: skutecznie ośmieszać Jarosława, prowokować jego sztab wyborczy do ataków obronnych i szydzić z jego pasywności i powściągliwości, jaką możemy obserwować w ostatnim czasie. A wówczas, kiedy społeczeństwo poczuje się urażone poczynaniem Pali(po)Kotka, Pan Komorowski w geście bezradności rozłoży niewinnie ręce i powie, to, co chce, lecz stanowisko i kampania mu nie pozwalają: że skoro Palikot się nie zmienił, to Kaczyński nie zmieni się tym bardziej.
Misterny plan, nieprawdaż? *
*Autorka nie twierdzi, że właśnie takim planem dysponuje PO.
* Autorka zapewnia, iż wszelkie podobieństwa i zbieżność jej wypowiedzi z ewentualnym przebiegiem przyszłych wydarzeń, jest przypadkowa.

DŁUGO MNIE TU NIE BYŁO. LECZ, JAK MAWIAJĄ NAJSTARSI GÓRALE: ARBEIT MACHT FREI UND ORDNUNG MUST SEIN! INNYMI SŁOWY ZAWALONO MNIE PROJEKTAMI I NIE MIAŁAM CZASU ANI SIŁY NA TO, BY UPRAWIAĆ PRYWATĘ. DZIŚ NADRABIAM ZALEGŁOŚCI.

Na chwilę obecną chyba nie chcę wypowiadać się na temat moich sympatii politycznych i kandydatów na urząd prezydenta, których cenię i życzyłabym sobie ich wygranej. Dojdziemy do tego. Dziś chciałabym podzielić się z Wami jeszcze jedną, no może dwoma perełkami, jakie udało mi się przypadkiem upolować w sieci. Wiem, będzie wyglądało, że monotematyczna jestem, bo i ta historia dotyczy PO, a właściwie strategii na wypromowanie Bronka. Ale co mi tam…
Otóż, na jednym z portali internetowych, natknęłam się na nagłówek wiadomości informujący o tym, że Tusk Premier najmiłościwiej nam panujący nie jest zadowolony z Bronisława Komorowskiego. Zastrzygłam uchem niczym zaintrygowany dziwnym dźwiękiem koń i śmiało, z pełną premedytacją przeniosłam się do treści owej, tak intrygująco zapowiadającej się informacji, by zaspokoić rosnącą ciekawość i, być może, doświadczyć oświecenia. Morał? Na oświecenie przyjdzie mi jeszcze poczekać – widać to nie była odpowiednia chwila na to, by przenieść się na wyższy poziom świadomości. Objawiła mi się za to nad wyraz przyziemnie skonstruowana akcja PRowa, mająca na celu ukazanie Pana Komorowskiego w jeszcze lepszym świetle. Trochę na zasadzie: zobaczcie, jaki z niego poczciwina, no swój chłopak, prawdziwy facet. NIE DAŁ SIĘ UPUDROWAĆ PRZED WYSTĘPEM W TIVI. O matko! I za to właśnie płacą specom od PR, (po których notabene, z racji współpracy z politykami, z racji kreowania ich wizerunku, powinno się oczekiwać więcej). Ale do rzeczy. Oto czytamy w tym artykule, co następuje:
- Bronek, dzisiaj polityka jest plastikowa. Dla ludzi często bardziej liczy się, jak wyglądasz i jak mówisz, niż to, co mówisz. Wszyscy się szkoliliśmy, ty też powinieneś podszkolić się z dykcji, bo mówisz jak kaznodzieja - słowa Donalda Tuska cytuje "Gazeta Wyborcza".  (Podaję link, by nie było, że z palca wyssałam: http://www.wprost.pl/ar/195372/Tusk-radzi-Komorowskiemu-musisz-cwiczyc-dykcje/ ).
No tak, rzeczywiście! Przyganiał kocioł garnkowi - chciałoby się rzec, gdyby nie fakt, iż najprawdopodobniej owe wypowiedzi o kaznodziei, wyglądzie i plastikowej polityce to kolejny chwyt PRowy. Choć chyba trochę nietrafiony tym razem, bo dość obnażający PO i innych „plastikowych polityków”.
Pardon, to, na kogo do cholery ja mam głosować?!! Na Kena w idealnie skrojonym garniturze? Na Kena z plastikową głową, w której, po jej rozbiciu, nie odkrywamy nic prócz powietrza? (Bawiłam się lalkami, zepsułam też ich trochę dziecięciem będąc i wiem, że plastik fantastik mózgu nie posiada). I jeśli polityka – cytując Pana Tuska – jest plastikowa, to ja bardzo dziękuję, wyprowadzam się z tego kraju, który zamiast pustych lalek i figurantów potrzebuje polityków z krwi i kości, polityków aktywnych zabiegających swoim działaniem o dobro Polski, nie zaś polityków wyglądających. Wyglądać to oni sobie będą mogli przez okno na emeryturze (jak większość polskich emerytów, których nie stać na żadne inne atrakcje czy rozrywkę).
Po prostu pięknie. Plastikowe krzesła, plastikowe torby na zakupy, plastikowe drzewa, plastikowi politycy i tylko bieda, jaką coraz dotkliwiej odczuwa szary Kowalski jakoś nie chce być na niby i kaleczy go swymi kłami naprawdę. I tylko kolejki do lekarzy specjalistów nie są sztucznym tworem wyobraźni, a chorzy miesiącami całymi muszą żyć z trawiącą ich przypadłością w oczekiwaniu na termin wizyty u lekarza z NFZ lub (bo jest alternatywa, a jakże) wyłożyć całkiem realne pieniądze i przyspieszyć etap postawienia diagnozy i rozpoczęcia leczenia przed ewentualnym zejściem z tego świata w okresie oczekiwania na wizytę. Plastikowa polityka, plastikowy rząd i tylko jakoś stanu kont bankowych nie da się podmalować i upudrować, a później cieszyć się, że takie ładne…
Ech, PLASTIKOWA - jaka głowa, taka mowa…

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).