środa, 21 kwietnia 2010

Wracamy do normy...


I po żałobie. Łzy obeschły, głowy popiołem posypane, można iść dalej. Ba, trzeba wręcz nawet. Wybory tuż, tuż i już za chwileczkę, już za momencik będziemy mogli zasiąść przed telewizorami, monitorami komputerów czy wziąć laptopa na kolana, albo gazet kilka do ręki i śledzić, oglądać, podziwiać wyborczy cyrk. Chyba, że grubo się mylę co do przyszłej kampanii wyborczej na Prezydenta RP i będzie ona przeprowadzona godnie…
Cóż, wówczas wszystko – czyli ów CYRK – odszczekam.
Jednakowoż mam pewne wątpliwości czy będzie mi dane. Dlaczego? Bo tak! A prawdę mówiąc, dlatego, że wiem, co działo się przed 10.04.2010, widziałam, co robią, mówią i do czego zdolne są osobowości z politycznego i medialnego poletka. I właśnie choćby z tego względu obawiam się, że szczeku mojego nie usłyszycie.
A oto kilka moich przemyśleń na temat tego, w jaki sposób dzisiaj robi się politykę po polsku (w porządku, niech będzie, że do 10.04.2010).
Otóż, w dniach żałoby narodowej po zmarłej parze prezydenckiej (ale też wszystkich, którzy stracili życie w katastrofie pod Smoleńskiem) cała Polska pogrążona była w smutku, czasie wspominek i jednym wielkim społeczno-medialno-politycznym wyrzucie sumienia.
Społeczeństwo wreszcie miało okazję dowiedzieć się nowych rzeczy na temat Lecha Kaczyńskiego, poznać tę pomijaną przez lata drugą stronę medalu. Wszak dotychczas media, tabloidy i politycy przedstawiali go, jako złego, niedobrego, brzydkiego, wręcz niedorozwiniętego… Tymczasem nagle nagłaśnia się, że prezydent miał naukowy stopień profesora. Co pozwala mi twierdzić, iż był najlepiej wykształconym przedstawicielem tegoż urzędu po 1989r. Nie wiedzieliśmy – my prości Polacy zbijający się w szarą masę anonimowych twarzy bez wyrazu, że Lech Kaczyński miał poczucie humoru, cechował go dystans do siebie, uwielbiał dowcipkować i jakże łatwo nawiązywał kontakty interpersonalne. Wow, niemożliwe! Ten sam Lech Kaczyński? Może mówią o kimś innym? Ale nie… Naród doświadcza kolejnego dysonansu poznawczego dowiadując się, że para prezydencka to dwoje zwyczajnych, kochających się i troszczących o siebie nawzajem ludzi. Ludzi, którym nie są obojętne sprawy społeczne, a Pierwsza Dama pochyla się niemal nad każdym skrzywdzonym czy wyśmiewanym z powodu choroby, czy dysfunkcji organizmu człowiekiem, że zawsze ma czas na uśmiech i dobre słowo dla innych. Okazuje się nagle, że Maria Kaczyńska to nie taka znowu czarownica-ropucha, a kobieta wykształcona, oczytana, ciepła, w porządku i w ogóle fajna jakaś taka, no, nieeee?
Dalej, pojawiają się publiczne spowiedzi przed kamerami i w formie pisemnej, że ktoś „w krytyce prezydenta bywał niesprawiedliwy”. I, jak grzyby po deszczu, wyrastają przed uszami i oczyma pospolitego Kowalskiego, który wszak nie trzymał (i nie ma takiej możliwości) każdego polityka za rękę i nie śledził każdej jego wypowiedzi, nowe fakty. Nagle okazało się, że Lech Kaczyński przez prawie dwa lata kierował Solidarnością. NIESAMOWITE!!! Jak to? Wydawało się (a może tylko nam wdrukowano), że komunizm samodzielnie (własnymi „ręcyma”, choć „nie chciał, ale musiał”) obalił Lech Wałęsa. Prezydent Kaczyński zaś w tamtym czasie dla Solidarności robił tylko za „przynieś, wynieś, pozamiataj”, wedle oświadczeń szanownego Pana Wałęsy (który notabene odgraża się, iż jest gotowy znów wrócić do polityki, stanąć do boju – oby tylko nie o fotel prezydencki, na Boga!).
I tak oto kreowano wizerunek Prezydenta – czarny PR rulezz!  Po „przynieś, wynieś, pozamiataj” Wałęsy, przyszła kolej na innych prześmiewców. Kilka przykładów ku pamięci, a może bardziej ku opamiętaniu się: Palikot: prezydent to „cham”, „trup na wrotkach”, oraz „alkoholik”, Wojewódzki: prezydent to „semantyczne nadużycie”, Figurski: „mały, ograniczony i głupi człowieczek”… I wiele, wiele innych. „Kaczyzm”, „kartofel”, „Kaczpospolita” etc…
I pewnie, gdyby scenariusz wydarzeń z 10.04.2010 potoczył się inaczej, wciąż faszerowano by nas podobnymi przekazami na temat Prezydenta.
W porządku…
Krótka projekcja: załóżmy, że samolot się nie rozbija, a ląduje awaryjnie w Moskwie czy Mińsku. Prezydent z zaproszonymi na pokład Tupolewa osobami rezygnuje z udziału w uroczystościach w Katyniu, bądź – i tu nie wiadomo, co gorsze – spóźnia się kilka godzin, dojeżdżając na miejsce samochodem. Prawda, że łatwo sobie wyobrazić, co dzieje się w obliczu takiego obrotu spraw w mediach? Od razu pojawiają się nagłówki typu: „Prezydent nie zdążył”, „Prezydent spóźnia się na uroczystość – nie szanuje pamięci poległych”, „Rodziny katyńskie nie doczekały się na Prezydenta”, etc., etc. Palikot pewnie też wysmarowałby na swoim blogu okraszony barwami i suto zakrapiany epitetami esej opisujący niezdarność i wyśmiewający Lecha Kaczyńskiego. W mediach znów głośno by było o tym, jak to Kaczor po raz kolejny skompromitował Polskę w oczach świata.
Fortuna jednak kołem się toczy i od felernej soboty ludzie biją się w piersi – jedni w wyrazie autentycznej skruchy i z zastanowieniem, refleksją na przyszłość; inni, bo tak wypada, poza tym może to być strategiczne. W każdym razie przez ostatni tydzień obserwowaliśmy, jak dziennikarze, społeczeństwo, politycy i w ogóle wszyscy dokopują się do ukrytych głęboko pokładów empatii, łapią się za głowę (często przesadnie wręcz z darciem z niej włosów) i wychwalają Prezydenta, posypując sobie nawzajem głowy symbolicznym popiołem w nadziei na mentalne i społeczne rozgrzeszenie.
Jeszcze dziś, wałkujemy temat katastrofy i wspominek po zmarłej Parze Prezydenckiej, lecz już mniej obrazowo, z mniejszym wyrzutem sumienia – o tak, jesteśmy już coraz bardziej ukojeni w swoim bólu. I pojawiają się takie perły, jak spotkanie z jasnowidzem w telewizji śniadaniowej i dywagacje na temat tego, że Jackowski i jemu podobni przewidzieli to wydarzenie już w ubiegłym roku. Co to jest telepatia, jasnowidzenie, czy możliwy jest kontakt z duchami? O taaak!!!!! Przeprowadźmy publiczny telewizyjny seans spirytystyczny z ofiarami katastrofy lotniczej prezydenckiego Tupolewa i rozwiejmy wszystkie wątpliwości, a jeśli będziemy mieli odrobinę szczęścia, to otrzymamy przekaz zza światów odnośnie następcy Głowy Państwa.
Paranoja jakaś…
Bo jeśli tak mają wyglądać żałobne rekolekcje, to ja wysiadam z tego autobusu i idę piechotą. Żałoba – owszem.
Próby pogodzenia się z tym, co się stało – oczywiście.
Próby rozwiązania wszystkich tajemnic związanych z katastrofą – jak najbardziej.
Ale może w nieco innej formie… Bez błazenady. I nie umniejszam tu darów jasnowidzenia, czy innych paranormalnych umiejętności. Zwyczajnie uważam, że to ani czas, ani miejsce na ich aktywizowanie. Czy wymądrzanie się Pana Jackowskiego o tym, jak to przewidział rozbicie się samolotu nad Ukrainą. Ładne dorabianie teorii – i pomyśleć, że jeszcze w sobotę i niedzielę najczarniejszego polskiego weekendu ten sam jasnowidz odżegnywał się od skojarzeń jego wypowiedzi z katastrofą i nie zakładał sobie wieńca laurowego na skronie…
Osobiście, wolałabym, aby ewentualne zmiany nie szły w tym kierunku – z pewnością metafizyka nie powinna być ich osią…
Od mediów i polityków zaś oczekuję ocknięcia się i spojrzenia na wszystko to, co dzieje się w życiu publicznym krytycznym i zarazem obiektywnym okiem.
No i najważniejsze, aby wyciągnąć coś z tej tragedii powinniśmy w końcu przestać się okłamywać.  
Życzę sobie i społeczeństwu, by ta żałoba nas ucywilizowała.
Bo, czy to aby nie nasza wina (mówię o społeczeństwie),  że dopuściliśmy do tego, iż rywalizacja międzypartyjna przybrała kształt „ustawki” kibiców – pardon KIBOLI - walczących ze sobą drużyn piłkarskich? Politycy wszak i inne osobowości medialne robią to, na co społeczeństwo przyzwala. Oczywiście nie powinno to być żadnym usprawiedliwieniem dla Palikota i jemu podobnych, niemniej ich istnienie, ich działalność stanowią odpowiedź na stare jak świat hasło: „Chcecie igrzysk? Proszę bardzo! Oto one!"
Ponoć według Pana Nałęcza, wybory w obecnej chwili nie są już normalną, partyjną rywalizacją o urząd prezydenta, ale stanowią działanie w poczuciu odpowiedzialności za Polskę. "W tej sytuacji nie powinno być miejsca na partyjną rywalizację, na partyjne targowisko. Im mniej będzie kandydatów, im bardziej ograniczymy to działanie do rzeczywistego wyboru głowy państwa, pozbawiając go elementu partyjnej rywalizacji, tym będzie dla Polski lepiej" - powiedział. Brzmi kusząco, ale…
Czy coś się zmieni? Czy będę mogła odszczekać wszystko, co powiedziałam na temat cyrku? Nie wiem… Chyba nie. Już kilka osób (polityka, kościół) pokazało, że "grzeczna" forma prowadzenia polityki i sprawowania funkcji społecznej ich nie interesuje tudzież nie dotyczy.
Dopóki, zatem my, jako społeczeństwo nie zaczniemy ich rozliczać, myślę, że można zapomnieć o zmianach.
Amen.

niedziela, 18 kwietnia 2010

A po tygodniu wciąż nic nie wiemy....


Minął tydzień od katastrofy prezydenckiego Tupolewa pod Smoleńskiem. Nie zidentyfikowano, jak do tej pory wszystkich ciał (zdaje się, że są wątpliwości co do 20 lub 21 ofiar). Pytania nasze dotyczące przyczyn tej tragedii nie zostały również rozwiane, wręcz przeciwnie – pojawiło się ich więcej i coraz więcej sprzecznych informacji wypluwanych przez media i z ust władz Rosji. Wróć! Owo informowanie nas o tym, co się wydarzyło, czuć na kilometr techniką dezinformacyjną, która jest niezwykle cennym narzędziem manipulacyjnym w przypadku ogłupienia mas, zafałszowania lub niedopowiedzenia prawdy. A w czasach, w których media prym wiodą w procesie przekazywania informacji i kształtowania, było nie było, opinii publicznej, jest to bardzo łatwe. Ot, to takie moje osobiste dywagacje, które – jak odkryłam – podziela więcej osób.  

Otóż, według mediów rosyjskich, w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę FR rozpatrywane są wyłącznie trzy wersje przyczyn tragicznego zdarzenia:

warunki pogodowe,

błąd załogi

lub problemy techniczne samolotu.

Dlaczego nie podejmuje się tematu zbadania okoliczności ewentualnego zamachu, ataku, etc.? Dziwne, nieprawdaż? Z tego, co pamiętam (a bazuję li tylko na informacjach, jakie wyczytałam lub usłyszałam o innych tragicznych wypadkach) należy brać pod uwagę taki potencjalny scenariusz. Nie wiem, czy jest to najpoważniejsza hipoteza i czy powinna być badana w pierwszej kolejności, niemniej powinna ona paść, a zabrakło jej. Dziwne to, zwłaszcza w kraju, w którym tak niedawno temu (ledwie dwa tygodnie przez katastrofą pod Smoleńskiem), dokonano zamachu… w kraju, który, jak się okazało, jest zagrożony terroryzmem i działalnością „grup ekstremistycznych”…

Zatem dla mnie osobiście wydaje się to dość oczywiste, że - w przypadku katastrofy lotniczej, w której ginie prezydent oraz inne, najważniejsze w państwie osoby - jedną z wersji śledztwa prowadzonego przez prokuraturę musi być badanie możliwość zamachu. Jeśli bowiem taką potencjalną możliwość zakłada się w przypadku zdarzeń znacznie mniejszej wagi, tym bardziej powinna ona podlegać rozpatrzeniu w wypadku śmierci osób najważniejszych w państwie. Dlaczego w przypadku innych katastrof taki scenariusz jest zawsze traktowany serio, jako jeden z możliwych, a w tej sprawie nie? Uważam, że śledztwo polskiej prokuratury musi toczyć się także wokół wątku ewentualnego zamachu.

Gdzieś przeczytałam i pozwolę sobie przytoczyć słowa, do których nie uzurpuję sobie żadnych praw, a które są dość cenne pod względem informacyjnym (przynajmniej dla mnie):

Włodzimierz Bączkowski w szkicu „Uwagi o istocie siły rosyjskiej” (1938) pisał: „Głównym rodzajem broni rosyjskiej, decydującym o dotychczasowej trwałości Rosji, jej sile i ewentualnych przyszłych zwycięstwach, nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową.”

Szczęściem, zatem, nie tylko ja odnoszę wrażenie, że manipuluje się nami dość okrutnie, zwłaszcza w przypadku tego tak dla nas i naszej historii ważnego zajścia. Cieszę się, że „ulice” (choć może bardziej blogowiska i fora) zadają trudne pytania, na które oczekują odpowiedzi.

Od tygodnia zastanawiam się nad kilkoma sprawami i poradzić sobie z rozwikłaniem ich tajemnicy sama nie potrafię:

Po pierwsze sprzeczne informacje dotyczące katastrofy ze strony rosyjskiej i mediów polskich przytakujących i powtarzających bezmyślnie wszystko to, co zakomunikowała dotychczas strona rosyjska:

1.   Samolot był w bardzo dobrym stanie – oficjalna wiadomość opublikowana przez oficjalne źródła przed zbadaniem szczątków maszyny oraz przed odczytaniem czarnych skrzynek.

2.   Wprost oskarżycielski nieprawdziwy zarzut niekompetencji polskiej załogi dotyczący braku znajomości rosyjskiego czy dostatecznych umiejętności… (Artykuł w brytyjskim Daily Mail mówi m.in., że:  ”… pilot nie wiedział, jak był nisko, co jest zagadką dla śledczych, gdyż samolot wyposażono w specjalne urządzenie UIS o nazwie Terrain Awareness and Warning System (TAWS) ostrzegające kokpit, gdy leci zbyt blisko ziemi.”

3.    Cyniczne zarzuty lądowania z powodu nacisków Prezydenta na pilotów.

4.    Publikacja w rosyjskich mediach fałszywej rozmowy załogi samolotu przed katastrofą z wieżą – otrzymana podobno ze źródeł rządowych Rosji po otwarciu czarnej skrzynki. („Fińska gazeta Iltasanomat, powołując się na gzt. ru, twierdzi, że wywiad z kontrolerem lotów w sprawie rzekomej nieznajomości rosyjskiego i nieodpowiadania na polecenia NIE DOTYCZYŁ samolotu prezydenckiego, tylko innego polskiego samolotu, który lądował po katastrofie prezydenckiego."
http://lotnictwo.net.pl/3-tematy_ogolne/15-wypadki_i_incydenty_lotnicze/...
http://www.iltasanomat.fi/uutiset/ulkomaat/uutinen.asp?id=2090283&pos=no-tu)

_______________________________________________________________________________

 Kolejnie pytania bez odpowiedzi:

1.    Dlaczego w pierwszej kolejności liczbę ofiar oszacowano na 132 osoby? Później mniej i jeszcze mniej… Skąd ta rozbieżność? Chyba nie wyciągnęli tej liczby z rękawa? Musieli mieć jakieś podstawy… ale jakie, skoro podaną tę informację przed ugaszeniem pożaru, przed odnalezieniem wszystkich ciał.

2.    Skąd mogą pochodzić strzały, które słychać na amatorskim nagraniu z miejsca katastrofy wykonanym jeszcze przed przyjazdem ekip ratunkowych? Polscy prokuratorzy badają autentyczność nagrania wideo, na którym słychać głosy w języku polskim i rosyjskim?

3.    Czy nie powinno się w związku z powyższym zlecić szukania łusek po nabojach pod kątem tychże strzałów i je przeanalizować?

4.    Gdzie podziała się i czy w ogóle istnieje wykonana przez polskie służby DOKUMENTACJA FOTOGRAFICZNA miejsca i okolic wypadku? (Słyszałam, że będą szczegółowo analizować zdjęcia zamieszczone przez jednego z przypadkowych świadków tragedii, który zrobił zdjęcia ściętych drzew i okolicy).

5.    Dlaczego nie było widać żadnych ciał tuż po rozbiciu się samolotu (brakuje ich tak na filmikach, jak i w relacjach ludzi, którzy od razu znaleźli się na miejscu: polski montażysta, przedstawiciele delegacji polskiej oczekujący na przybycie prezydenta – nikt z nich nie poruszył tematu ciał, nie widzieli ich? Dlaczego?

6.    Co robiły trumny na miejscu katastrofy, kiedy podawano, iż resztki ofiar będą przewożone w specjalnych workach do identyfikacji?

7.    Jaki to zbieg okoliczności pozwolił tak szybko odnaleźć i rozpoznać zwłoki Prezydenta Kaczyńskiego, w sytuacji, kiedy inne szczątki wymagały drobiazgowych analiz?

8.    Dlaczego nikt nie oczekiwał tak pokaźnej i ważnej delegacji polskiej na lotnisku w Smoleńsku? Dlaczego lotnisko nie było do tego przygotowane? Dlaczego przed przylotem prezydenta usunięto sprzęt nawigacyjny, który był zainstalowany dla Putina i Tuska?

9.  Co stanie się z niejawnymi informacjami, jakie mogły znajdować się w posiadaniu osób, które zginęły w samolocie?



_______________________________________________________________________________

Kilka faktów (nie sięgałam do spiskowych skryptów, heh, a do ogólnodostępnej WIKiPEDII):

Nie jest przecież żadną tajemnicą spiskowa i często bardzo bezwzględna praktyka służb rosyjskich w walce ze swoim wrogiem. Dajmy na to próba otrucia biotoksyną Juszczenki – który był wówczas prozachodnim kandydata na Prezydenta Ukrainy), otrucie Litwinienki. Fakt istnienia głęboko zakonspirowanej agentury (archiwa Mitrochina i Bukowskiego oraz tzw. teczki moskiewskie). Obieranie taktyki dezinformacji narodu i szerzenia propagandy (Ale o tym już pisałam wcześniej).

Więc zastanawiam się, dlaczego tym razem miałoby być inaczej? A może jest? Nie wiem. Stawiam tylko pytania, które zrodziły się tuż po i w trakcie tygodnia od katastrofy polskiego prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Daleka jestem od oskarżeń – od tego jest prokurator, ja zaś jestem zwykłym szarym obywatelem RP, który (jak wieli, wielu innych) chce dowiedzieć się więcej na temat tragedii, która odciśnie się piętnem na naszej historii i niewątpliwie będzie miała wpływ na bieżące niedalekie wydarzenia, pozycję kraju, kształt rządu, profil polityki, jaki zostanie obrany i uprawiany przez następców…

Ja rozumiem, że Rosja musi zrobić wszystko, by się wybielić – jakby to dla mnie jest dość naturalne. Jej sytuacja, bowiem jest nie do pozazdroszczenia: na jej terytorium ginie prezydent i wiele ważnych osobistości polskiego świata polityki, armii, etc; ginie lecąc, na uroczystości katyńskie, na które nie został oficjalnie zaproszony i raczej nie był mile widziany, i tak dalej, i tak dalej… Jak już pisałam – rozumiem to, natomiast nie potrafię pojąć oskarżania prezydenta czy pilotów… Na jakiej podstawie? Fałszywych zeznań kontrolera ruchu, uogólnień związanych z historią „lądowania w Gruzji”? Ech…

_______________________________________________________________________________

I jeszcze to, bo nie czuję wewnętrznego spokoju po przeczytaniu wywiadu z red. ANNĄ PIETRASZEK, doradcą Zarządu Telewizji Polskiej:

"Powiedziałam mu wszystko, co mówiło mi moje doświadczenie; na co należy zwracać uwagę. Czego się strzec. I wtedy też odważnie zasugerowałam, żeby prezydent pojechał z Wdowami Katyńskimi pociągiem. Byłby to najbezpieczniejszy środek transportu. Po drugie, media mogłyby zobaczyć prezydenta, najważniejszego człowieka w państwie, który zauważył wdowy, sieroty katyńskie. Prezydenta, który byłby z nimi. Do tego pani Maria Kaczyńska, cudowny człowiek, która miała wspaniały kontakt z ludźmi... Prezydent się zgodził. Dostałam informację, że prezydent podchwycił ten pomysł, że pojedzie z wdowami i sierotami katyńskimi pociągiem. Zaczęliśmy myśleć, żeby wysyłać na bieżąco informacje z satelity z tej podróży prezydenta pociągiem do Katynia. Potem przyszła wiadomość, że jest decyzja, że poleci. Ktoś mu to odradził... Ciekawe dlaczego?..." Rozmyślił się? Ktoś mu wyperswadował? KTO? Jaki miał cel?


_______________________________________________________________________________

Oraz trochę z innej beczki, aczkolwiek istotnej dla strategii gazowej Rosji:

"A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że jeżeli nie podejmie się środków, to być może Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak powszechnie wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory" - pisze Łatynina.

Podejrzewam, że sprawa polskich łupków gazowych zostanie ładnie wyciszona, sprzęt ds. badań wycofany i tyle – mówiąc krótko: po temacie.

I warto chyba przytoczyć, iż ta sama publicystka (Łatynina) przypominała też incydent z wojny rosyjsko-gruzińskiej, kiedy prezydent Lech Kaczyński wraz z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy lądował w Baku, bo powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot. Wówczas na spotkaniu w Tbilisi Kaczyński oświadczył: "Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj". (A wiem, że interwencja Lecha Kaczyńskiego w tę wojnę była mocno krytykowana przez wielu. Niemniej chyba niesłusznie: bowiem istniała potrzeba wskazania Rosji granic, których nie może przekroczyć w swoich działaniach).

_______________________________________________________________________________

I na koniec:

Wszystkie dokumenty dotyczące WSI, także komisji ds. służb specjalnych czy byłych agentów SB zostały przejęte około 2 godziny po informacji o katastrofie. W tamtym momencie nie było jeszcze wiadomo, czy Kurtyka przeżył czy nie. Nastąpiło również przeszukanie warszawskiego mieszkania ś.p. Wassermana. (Czego szukali tam funkcjonariusze możemy się tylko domyślać). Szykują się poważne zmiany w wojsku, służbach specjalnych i wszystkich instytucjach państwa.
Nastąpiła próba przejęcia kierownictwa IPN i zablokowanie dotychczasowych ciał kolegialnych. Mianowany przez Komorowskiego następca Władysława Stasiaka, przejmuje gabinet zmarłego nie pozwalając wdowie po zmarłym ministrze na zabranie osobistych rzeczy zmarłego.
Zostaje odwołany dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Sławomir Dębski, bez podania powodów merytorycznych. Niepokojące sygnały dochodzą z ośrodków wojskowych.




sobota, 17 kwietnia 2010

"Ta świnia Łukaszenka" - czyli słów kilka na temat jego wypowiedzi.... A może bardziej w temacie plwocin naszych polskich, rodzimych, własnych...

Ach ten Łukaszenka, co za padalec jeden. Co za świnia! No wstydu nie ma za grosz chyba!!! Łże jak pies i znów szykany lecą na naszego śp. Prezydenta. Ba! Gorzej! Bo na trumnę jego.

No i mamy kolejny gorący temat do dyskusji. Fora aż kipią od ujadania – najpierw na Łukaszenkę, później na rzekomych jego obrońców, aż w końcu ludziska plują sfermentowaną plwociną jedni na drugich.

A ja siedzę głupkowato i - z bezradności i bezsilności wobec tej ludzkiej głupoty - drapię się po głowie i zastanawiam, po co i w imię czego te jatki?

„Wszystkich zwolenników Łukaszenki na rok na Białoruś, a niech im rura zmięknie”. No ładnie!  Aż się boję wobec tego, co to będzie, kiedy również i moja skromna osoba wyrazi swoją opinię na temat jego wypowiedzi. Niemniej zaryzykuję.

Bo, jak nie darzę polityczną, ani żadną inną sympatią Pana Łukaszenki, tak w tym przypadku nie uważam, by powiedział coś, czego byśmy nie podejrzewali, czy o czym byśmy nie rozmawiali, spekulując po katastrofie na temat potencjalnych (mniej lub bardziej prawdopodobnych) przyczyn wypadku.

Owszem, nie pochwalam formy, ni czasu, w jakim to wyraził. Mogło to nosić znamiona chęci obsobaczenia do końca śp. Kaczyńskiego czy Polski, jako kraju. To mogło wyglądać na zamiar włożenia kija w mrowisko. To mogło w końcu być poczytane jako manipulacja, ale czy w istocie takową było? Nie wiem i pewności mieć co do to tego nie będę. I każdemu radzę powściągnąć rozbuchane emocje. Bo, jak nie wiemy, czy Lech Kaczyński w istocie nakazał lądowanie pomimo koszmarnych warunków atmosferycznych, tak samo nie wiemy, jakie intencje towarzyszyły wypowiadanym przez Łukaszenkę słowom.

Owszem, znane są nam poglądy i postawa Pana Łukaszenki. Nie cieszy mnie, że teraz, że w
trakcie żałoby narodowej "wy-tykał" śp. Prezydentowi, który nawet nie ma możliwości odniesienia się do tematu i przytoczenia kontrargumentów.  Owszem, ale…

Czy Łukaszenka pchał się, czy biegł do tego mikrofonu i kamery na złamanie karku, by ogłosić ludziom „dobrą nowinę”? No, pytam? Coś mi się w to wierzyć nie chce. Znów zapewne jakaś dziennikarska hiena (co należy do jej obowiązków zawodowych, a w kwestie etyki i uczciwości dziennikarskiej zagłębiać się teraz nie będę) w poszukiwaniu taniej sensacji i premii za ciekawy materiał, zadając Łukaszence pytanie na temat katastrofy pod Smoleńskiem, sprowokowała go do tego typu głośnych „refleksji”.

Pozwolę sobie na przytoczenie jego wypowiedzi: 

„Dla mnie i takich jak ja, to bardzo ważna lekcja. My prezydenci powinniśmy pamiętać, że w samolocie znajduje się jeszcze 100 osób, które mają rodziny.  Z techniką było wszystko w porządku. Niewłaściwa była decyzja głównego człowieka” – podkreślił.

Wydarzyło się coś, co można poczytać jako przestrogę. Przestrogę wielopłaszczyznową: indywidualną, społeczną, jak i polityczną. Dotykającą polityki jako całości zagadnienia, a także środowiska polityków i politykierów (zwłaszcza tych drugich, co to się uważają za Bóg jeden raczy wiedzieć tylko kogo wielkiego). A nade wszystko owa tragedia jest kubłem zimnej wody na łby prezydentów i koronowanych tego świata, by pamiętali, że nie są nieśmiertelni i - co ważniejsze - że ponoszą odpowiedzialność za tych, których biorą ze sobą na pokłady samolotów. Za nich i ich rodziny, bo, jak widać, "nic stałego na świecie" jak głosić wielki wieszcz...

Facet wyraził swoją opinię - i nie wykluczone że taką znowuż fałszywą, a będącą dość prawdopodobną, wrzuconą do worka naszych wspólnych i indywidualnych hipotez...No nie mówcie mi, że nie przeszło Wam to ani razu przez myśl? Po akcjach naszego Lecha-bohatera w Gruzji... Caman! Ja tam w niego (znaczy w Łukaszenkę) z tego akurat powodu kamieniami rzucać nie będę. Za to z innych mogę (lecz to nie wątek na takie dywagacje).

Ale, cóż, jak zwykle słychać ujadanie z niemal każdego nośnika informacji. Cóż, być może to wszystko przez tę przedłużającą się żałobę narodową, być może przez napięcie wywołane brakiem zrozumienia dla tego, co się wydarzyło. A może stres związany z dziejącymi się przemianami (czy na lepsze?), których jesteśmy świadkami? Było nie było wciąż ujadamy – GŁOŚNO UJADAMY… Nieładnie ujadamy. I jak widać, mamy coraz to nowe tematy do obszczekiwania ich i siebie nawzajem. Byleśmy się nie zagryźli, a li tylko pokąsali.

A mnie nie pozostaje nic innego, jak tylko powtórzyć nie swoje słowa: „Ciszej nad tą trumną”.

czwartek, 15 kwietnia 2010

O Wajdy "Katyniu"


Media donoszą o Wajdy „Katyniu”….
Czy myśleliście o tym, choć przez chwilę, że gdyby nie to, iż w sobotę rozbił się nasz Prezydent i śmietanka państwa, to "Katyń" Wajdy nie cieszyłby się taką popularnością?
Ale to nie o film wszak chodzi, a o naszą krew przelaną niewinnie w tych przeklętych bagiennych lasach pod Smoleńskiem.

Czytam w nagłówkach tabloidów:
"Katyń" będzie wyświetlony w Kongresie USA i dalej "Film będzie wyświetlony w jednym z budynków mieszczących biura członków Izby Reprezentantów. Po projekcji odbędzie się dyskusja". Niemal jak w kółku filmowym, w którym brałam udział za studenckich czasów. A niech dyskutują, niech zobaczą! Przecież do tej pory nie wiedzieli nawet, o co nam Polaczkom chodzi z tym Katyniem. What the fuck is this Katyn? A teraz już wiedzą, jakie to ścierwo było….
"Katyń obiegł świat", a wraz z nim wiadomość o tym, co nam się przytrafiło te 70 lat temu... Ci zaś, którzy walczyli o godne uczczenie pamięci zamordowanych tam Polaków, o odsłonięcie prawdy na kartach historii, można powiedzieć, że spełnili swą misję w dwójnasób - bo zapewne nikt z nich nie podejrzewał nawet w najśmielszych marzeniach, że o Katyniu dowie się świat... I dobrze, niech inni wiedzą. Myślę też, że Katyń II (jak wielu nazywa tę naszą współczesną tragedię) w pewien sposób wyzwolił też pewnie gesty, działania mające na celu odfałszowanie historii po stronie Rosji. I chwała im za to. Niech choć takie plusy będą z tej bezsensownej śmierci tylu osób.
Było nie było, inaczej stać się nie mogło – podwójna symbolika Katynia musiała wreszcie otworzyć innym oczy… Rzekłam patetycznie i na tym kończę dzisiejsze wywody.

O jazgocie i nagonce na Jarka i ś.p. Lecha



Hm, tak mnie zastanawia, kiedy skończy się ta nagonka na braci Kaczyńskich? Jeden już nie żyje – nie obroni się, to pewne, nie zrobi nic, bo go nie ma, a ten drugi, pogrążony w żałobie? Czytam sobie radosną twórczość różnych pismaków, domorosłych filozofów i politykierów (tak, bo przecież nie polityków) i nadziwić się nie mogę. Biorę do ręki gazetę, włączam wiadomości, przeglądam blogi felietonistów, dziennikarzy z nadzieją, że może mnie olśni, może przeczytam coś wartościowego?

Ech, ta nadzieja, ona zawsze umiera ostatnia. Matka niepoprawnych… Nie olśniło! Nie doświadczyłam również katharsis.

Nie wspominając też o tym, że po raz kolejny doznałam zawodu. Dlaczego? Bo tak! A konkretniej: nie pojmuję jazgotu, jaki się rozpoczął po chwilach ciszy wywołanych pełną konsternacją i niewiarą w to, co się wydarzyło (mówię katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem – bo o czym innym mogłabym mówić, wszak to temat bieżący i kontrowersyjny, jak się okazuje). Otóż, denerwuje mnie to, że ciała zabitych nie zdążyły być zidentyfikowanymi, nie stężały jeszcze, a już jad zaczął się sączyć z ust wielu…

Czy to nie jest hipokryzja? Ogłoszono żałobę narodową - z jednej strony nawołuje się do wyciszenia, refleksji, uczczenia pamięci poległych, a z drugiej niemal ci sami wypluwają z siebie opinie o dość dwuznacznej wymowie. Lub wprost będące atakiem skierowanym z stronę braci Kaczyńskich (jakby kurczę nic się nie stało, jakby nie należała im się chwila zawieszenia broni na kołku, w którym to czasie rodzina Kaczyńskich będzie miała możliwość przeżyć swoją żałobę. Czy Jarosław nie zasługuje na to tak z czysto ludzkiego punktu widzenia? Ale nie! Trzeba trochę poszczuć społeczeństwo. Trzeba szturchnąć je kijem, by przypadkiem nie za bardzo identyfikowało się z Jarkiem czy Martą, czy w ogóle rodzinami ofiar tragedii w Smoleńsku.

Czy to tylko media, czy również politycy, o których za chwilę będzie mowa… w każdym razie znów można było ujrzeć starą dobrą medialną szkołę deprecjonowania Kaczyńskich. Powiem szczerze, bardzo nie spodobało mi się przedstawienie przez media momentu, kiedy Jarosław Kaczyński przyleciał do Smoleńska w celu zidentyfikowania zwłok brata. Co widzimy? Tusk i Putin, będący na miejscu, zdążyli już wyściskać się przed kamerami (o czym roztrąbiły się wszystkie media – że jeden i drugi przeżywają tę tragedię, są wstrząśnięci i choć takimi gestami chcą wyrazić łączenie się w bólu po tak wielkiej stracie). Ok, w porządku – bardzo medialny gest, mogący stanowić zapowiedź ocieplenia stosunków między obydwoma krajami; choć ja wiedziona wieloma doświadczeniami, wyznaje zasadę, iż jedna jaskółka wiosny nie czyni (choć na pewno umila czas spędzany na przedwiosennych roztopach). Obaj politycy czekali w namiocie aż Jarosław do nich przyjdzie. Po co? Po to by ładnie pozować z gestami współczucia przed kamerami dziennikarzy? Nie wiem, bez sensu. Przecież mogli do niego podejść, pójść, zapytać, czy czegoś mu trzeba, złożyć kondolencje. Ale nie! Mamy aferę, bo Jaro nie raczył był wstąpić do namiotu. Ludzie caman! Wejdźmy, choć na chwilę, w jego buty: umierająca matka czeka w szpitalu, brat się roztrzaskał i nie wiadomo, jaki widok zastanie po tym, jak mu wskażą ciała do rozpoznania, etc. Czy Ty, ja, on – czy nie bylibyśmy w szoku, gdyby spotkała nas taka trauma? Miał lecieć – w ostatniej chwili podjął decyzję, że zostanie przy matce. Otarł się o śmierć. Boże drogi, stracił brata bliźniaka – ja nie wiem jak to jest, nigdy nie miałam siostry bliźniaczki, lecz – proszę bardzo – zapytajcie pierwsze lepsze z brzegu bliźnięta o zażyłość i siłę więzi, jakie ich łączą, a obraz Wam się sam narysuje. Facet stracił całą swoją najbliższą rodzinę i niewykluczone, że straci ją doszczętnie, kiedy matka dowie się o katastrofie (nie jest powiedziane, że nie zejdzie na zawał choćby). On nie kalkulował gestów politycznych, on nie miał czasu na obmyślenie strategii dotyczącej tego, jak się zachować. Szok, niedowierzanie, ból, krzyk rozpaczy i otępienie – to były emocje, jakie nim targały. Nie oczekujmy, że taka osoba będzie przedkładała nad nie etykietę prasowo-medialną i dyplomatyczną. Poza tym, nie poleciał tam jako członek, reprezentant partii czy rządu, a osoba prywatna – członek rodziny, którego zadaniem jest dokonanie identyfikacji zwłok (zmierzenie się z rozmiarem osobistej tragedii i straty twarzą w twarz). Nie wiem, czy ktokolwiek w mediach spojrzał na to z tej strony (powątpiewam, a przynajmniej nie widziałam żadnej takiej tivi-relacji). Zamiast tego: oburzenie komentatorów wzbudził fakt, że Jarosław nadal „jątrzy”, „dzieli” i „skłóca” ludzi. Doszukiwano się nawet w jego postawie emanacji pogardą i nienawiścią. ŻAŁOSNE!!!!

Bo drugi bliźniak nawet nie płakał, nie uronił łzy. Żeż w mordę! A co miał zrobić? Szaty drzeć na pogorzelisku? To dopiero media by go obśmiały. Było nie było jest przedstawicielem rządowej opozycji, osobą publiczną i w istocie lepiej, by zachował względne opanowanie. (Inna sprawa, ale to moje osobiste zdanie, że on i Marta, na bank wspomagają się środkami uspokajającymi, stąd też moim zdaniem wynika pewnego rodzaju otępienie i mechaniczność w postępowaniu identyfikacyjnym u Jarosława. No, ale nie mnie sądzić – ja się na tym nie znam, ja tylko obserwuję). Przeżywanie śmierci najbliższych członków rodziny, przyjaciół, partnerów, to tak bardzo intymne przeżycie, którego nie powinno się wystawiać na światło reflektorów i podtykać pod nos dziennikarzom. I WARTO TO ZAPAMIĘTAĆ, NIE ZAŚ SZYDZIĆ Z BRAKU REAKCJI. Szok robi swoje, lecz chyba nie każdy to wie.

Anyway, się nazywa szacunek do osób najbardziej dotkniętych tragedią pod Smoleńskiem… Gratuluje środowisku dziennikarzy – brawo!

O tym, jak media zafałszowywały obraz Prezydenta chyba wspominać teraz nie będę (potrzeba dłuższego posiedzenia z laptopem na kolanach), ale krótko muszę, bo inaczej się uduszę. Potrzeba było tragedii, by media odgrzebały ze swoich archiwów materiały ukazujące inne niż dotychczas propagowane oblicze Lecha Kaczyńskiego. Szkoda, że dopiero jego śmierć umożliwiła nam obejrzenie innych ujęć, doświadczenie innych zachowań… Gdzież się podział obiektywizm? Ha! A co to za słowo i co ono oznacza?! Bo mały, bo brzydki, bo mlaska, bo się przejęzyczył kilka razy i w ogóle o co chodzi z tymi kanapkami na podróż od Marii (ale obciach!). Tak… obciach. Ciekawe swoja drogą, czy któryś z panów nie chciałby mieć tak oddanej, kochającej i troskliwiej żony? He? Może i to było mało medialne (bo my wolimy samodzielnych maczo, w gajerku pod kancik, z włosem ułożonym brylantyną – informacja dla nieznających mojego humoru: to była ironia). Niby ironia, ale trochę prawdy w tym jest. Jesteśmy tacy nowocześni, goniący za prestiżem, poklaskiem, karierą, bez rodzin lub z rodziną 2+1 ostatecznie… więc i w tej swojej nowoczesności nie widzimy miejsca na zwykłą rodzinną troskliwość, i zamiast pochwalać taką bliskość, taką oto rodzinność, śmiejemy się z niej… a szkoda… wielka szkoda. Brzydka Maria, mlaskający nienawistny Lech – ot, i taki oto obraz pary prezydenckiej kreowano nam w mediach. W mediach, które powinny były (taka jest moja opinia) ukazywać obie strony medalu. Plusy i minusy głowy państwa – wówczas dopiero społeczeństwo samo mogłoby wyrobić sobie zdanie na jego temat. W zamian za to mamy i zapewne mieć będziemy medialne sterowanie opinią publiczną. Ech, szkoda gadać.

Słów kilka jeszcze o Prezydencie: nie głosowałam na niego, niezbyt do mnie przemawiał, ale z biegiem czasu zaczęłam doceniać. I powiem, że w porównaniu z Wałęsą Wałęsa, który popełniał takie gafy, że lepiej o nich nie wspominać, tyleż samo bzdur nagadał i jak się puszył, tak puszy się do tej pory i kupczy swoją pozycją, na którą przed tym przysłowiowym przeskoczeniem przez niego muru pracowało wielu, włącznie z Kaczyńskimi… Kwaśniewskim, który pijany na grobach pomordowanych oficerów zataczał się i rechotał, nie wspominając już o akcjach parodiowania Papieża Jana Pawła II…  O tak! Na tle takich mężów stanu Prezydent Kaczyński wypada wręcz świetnie. Mnie zaś Lech Kaczyński urzekł – no, może to za dużo powiedziane, lecz od tamtej pory dokonywała się u mnie weryfikacja poglądów na jego temat – kiedy w Gruzji swoim poparciem i niezłomną postawą pokazał prawdziwą siłę swojego charakteru. Tak, byłam dumna, że mamy takiego męża stanu. Inne kraje wolały podlizywać się Rosji. Ja zaś od tamtej Pory zaczęłam przychylać się do opinii, że to porządny człowiek. I takim pozostanie w moich oczach: zrobił wiele, zdecydowanie więcej niż jego poprzednicy z tej tzw. Wolnej Rzeczypospolitej. Ciekawe, czym wykażą się jego następcy… Było nie było pozostawił wysoko ustawioną poprzeczkę.

To mówiłam ja i tylko ja, i nie zamierzam się z tego w żadem sposób tłumaczyć. Mówią, że tylko krowa nie zmienia swoich poglądów – ja zaś, jako osoba myśląca, obserwująca i wyciągająca wnioski, dokonawszy rewizji zmieniłam pogląd na temat Lecha Kaczyńskiego. Dlaczego? Bo widziałam, co robił i ile dobrego zrobił dla Polski. Gdyby kupczył krajem, gdyby robił krzywdę Polsce i Polakom zapewne wzdragałabym się przed nim i budziłby moją odrazę. Ale w tej sytuacji powiedzieć mogę, iż wręcz nawet cieszę się, że wygrał wybory, w których na niego nie głosowałam.



środa, 14 kwietnia 2010

spór o Wawel c.d.


Każdy ma swoje racje. A naród znów wygłupiony staje przeciwko sobie.

Może Wajda miał słuszność, apelując o rezygnację z pomysłu pochówku Kaczyńskich na Wawelu...

Nie wiem, ciężko się odnieść lecz jeśli spojrzymy wstecz na nasze społeczeństwo, łatwo zauważyć, że prócz umiłowania do symboli i prócz tego, że potrafimy zjednoczyć się w chwilach grozy (zwłaszcza kiedy coś nam grozi z zewnątrz), to jesteśmy również narodem dość kłótliwym, zawistnym i skorym do walki między sobą. I to jest najgorsze - bo o ile tragedia, jaka rozegrała się w sobotę w Smoleńsku, nas w jakiś sposób zjednoczyła: ludzie masowo zbierają się, oddają hołd - to piękne jest... przypominacie sobie, jak świat czcił pamięć Księżnej Diany? Myślę, że pamięć jaką oddajemy głowie naszego Państwa jest też godna zauważenia. Jednakże owe piękne gesty zostały zachwiane sprawą Wawelu, który zawsze był takim miejscem spornym trochę. Zaraz będą, a może już zostały wywleczone wszystkie te zaszłości dotyczące stolicy kraju - Kraków wszak był stolicą Polski i wcale nie był zachwycony, kiedy przeniesiono stolicę do Warszawy. Dalej taki spór może rozprzestrzenić się na inne obszary, dojdą kolejne animozje. A w istocie też, bez obrazy dla Krakusów, to Kraków jest taki megalomański. I ta megalomania wychodzi.

A te pikiety pod oknem Dziwisza: "Nie zgadzamy się na pochówek", "Kaczor precz z Wawelu". Jezu, zero taktu.

No i to żonglowanie informacją dotyczącą tego, kto jest odpowiedzialny za podjęcie takiej a nie innej decyzji…

Różne źródła, różne wskazania:

a) jedni mówią, że PiS

b) inni, że Jarosław

c) że to była decyzja rodziny (pardon - jakoś mi się nie wydaje, by Marta miała takie życzenie i nie wolała mieć ich bliżej, by móc, jak już to wszystko ucichnie w miarę, a cały blichtr opadnie, by móc przeżyć tę swoją żałobę bez mediów, bez głów innych państw nad sobą, bez tysięcy oczu patrzących na tę tak intymną wszak jej osobistą tragedię... nie wiem, gdybam, wszak nie znam jej... ale przecież ona się nie afiszowała, nie pławiła się w świetle prezydentury ojca, nie zamieniła się w celebrytkę... więc mniemać mogę, że wolałaby skromnie - lecz mogę się mylić; a może wyemigruje ostatecznie z tego kraju – jak kiedyś żartowała – teraz już jej tu raczej nic nie trzyma)

d) ponoć to sam Dziwisz podjął taką decyzję i jest z niej niezwykle dumny

e) ponoć Komorowski Spekulować możemy, prawdy nie dojdziemy teraz.

Sprawy dzieją się zbyt szybko i zbyt wiele niewiadomych w tej sprawie, zbyt wiele pytań o to jak, co dalej, dlaczego. A nawet gdyby propozycja wyszła od samego Jarosława to co? Co to zmieni? Tylko tyle, że bardziej podsyci agresywne nastroje wśród tłumu (bo przecież zginęła tylko jedna kaczka, a nie ci, którzy tę kaczkę zaszczuwali).

A może to, co widzimy to jest taktyka - manipulacja tłumem (aby Kaczyński nie zdobył większego poparcia, choć i tak podbija serca większości, bo prawda jest taka, że ludzie są w stanie więcej zapomnieć, wybaczyć i obdarzyć większą sympatią, kiedy powodowani są uczuciem litości, współczucia). Więc konflikt w sprawie Wawelu jest na rękę opozycji.

Lecz z drugiej strony Dziwisz zbyt ochoczo twierdził, że to jego decyzja (co zresztą zostało wyłapane i skrzętnie wykorzystane przez antyklerykałów).

Odnoszę wrażenie, że w tej sytuacji chyba każda decyzja byłaby zła. A co by lud powiedział, gdyby Prezydenta złożono w rozgrzebanym sanktuarium? Wszak były takie propozycje - i pewnie też wywołałoby to społeczną aferę.

Wawel zaś jest też o tyle dobry, że w historii świata współczesnego nie było tak spektakularnej i masowej śmierci elity politycznej w żadnym kraju i z uwagi na to, że wydarzenia te mają wydźwięk światowy, a na ceremonię zjadą się głowy państw z całego świata, to ów Wawelski symbol jest moim zdaniem adekwatny. Adekwatny znów z punktu widzenia historycznego i politycznego PR naszego kraju. Ale mogę się mylić. Nie jestem wszak biegła w tym temacie.

Powtórzę się, ale:

Taka Polska jakie jej społeczeństwo….

I nie do końca jednak zgodzę się z głosami, że to wszystko to taki symbolizm na pokaz i o kant dupy rozbić… Symbole są nam potrzebne, szkoda tylko, że nie potrafimy ich jako naród uszanować, czy może bardziej adekwatne byłoby powiedzenie: docenić. Patrzy na nas cały świat, pragnęłabym, aby ta symbolika, która jest również temu światu potrzebna, nie była bezczeszczona przez nas samych.

A na totalną metamorfozę społeczeństwa polskiego nie liczę: byli kibole i będą, bili złodzieje i będą. Głupoty nie da się tak łatwo wyplenić. A i te wydarzenia (katastrofa w Smoleńsku, pochówek na Wawelu) nie mają raczej takiego celu.

Innymi słowy: albo się tą klasę posiada albo nie tak pod względem indywidualnym jak i w wymiarze społecznym, całego narodu.

Złożenie ciał Pary Prezydenckiej na Wawelu

Postanowiłam sobie, że nie będę się wypowiadała publicznie na temat katastrofy, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem, ale... Nie mogę... Czytam fora, blogi, artykuły, słucham tego, co w Tv... i chyba trochę zaczyna mnie krew zalewać, bo widzę głupotę, jaka pobrzmiewa w różnych wypowiedziach, a nawet działaniach.

Osobiście uważam, że Wawel to dobra decyzja, dobre miejsce na pochówek. Z kilku względów:
a) symboliczne przeniesienie tam pamięci wszystkich ofiar Katynia;
b) było nie było współcześni królom i władcom raczej nigdy na bieżąco nie byli wstanie docenić wartość ich panowania, więc niech już leży z królami...

Ktoś napisał, że pewnie Wałęsa też tam spocznie - no właśnie... nie umniejszając nikomu, Wałęsa zapisał się w kartach historii: walka z komuną, wolny prezydent, pokojowa nagroda Nobla, etc. Super, ale... jego późniejsze poczynania, kupczenie swoim nazwiskiem, wystąpienia iście festynowe... hm... czy w istocie on w pełni zasługuje na Wawel???

Moje prywatne zdanie jest takie: polski naród potrzebuje symboli (zawsze potrzebowaliśmy i jest to wpisane z naszą mentalność). Abstrahując od Polaków i polskości: społeczeństwa w ogóle potrzebują symboli, to pozwala nam kultywować naszą narodowość, wartości, pielęgnować historię (wszak ona też ma wymiar symboliczny). Więc, by zbytnio się nie rozwodzić, uważam że to nie idzie o Lecha Kaczyńskiego i Marię Kaczyńską, a o urząd. Zginął Prezydent w służbie państwa, śmierć jego zbiegła się w czasie z inną bardzo symboliczną datą - KATYŃ.
To wszystko historycznie łączy się, zazębia. Więc choćby z uwagi na to warto zatroszczyć się o symbole dla przyszłych pokoleń. Poza tym, obiektywnie - czy prezydentura Lecha była aż tak tragiczna? Tak beznadziejna dla kraju? Odpowiedzmy sobie na to pytanie, ale szczerze. Nigdy za nim nie przepadałam, nie głosowałam na niego - nie podobała mi się forma tejże prezydentury, ale... spróbujmy zgarnąć do tego worka, jakim jest kadencja prezydencka Lecha Kaczyńskiego, kilka faktów dotyczących kraju, gospodarki, stosunków międzynarodowych...
Wiem, że wielu uważa ten pochówek za policzek wymierzony królom, ja jednak patrzę na to z innej perspektywy i uważam, że ostatecznie okaże się, że była to dobra (historyczna było nie było) decyzja.

Ktoś wyrażał troskę o Prezydentową: Maria zostanie pochowana razem z nim w tych katakumbach... hm... ktoś gdzieś pytał (wyczytałam) czy chciałaby tego... A jakie to już teraz ma znaczenie? Poza tym pewnie wolałaby z Lechem - miłością swojego życia, niż gdzieś daleko. Zresztą ja tu widzę kolejny symbol - miłości niemal romantycznej. Poznali się i od tamtej pory nie rozstawali się ani na chwilę, on był zapatrzony w nią, a ona w niego. I super. Takich symboli też nam potrzeba. (Jeszcze kiedyś wspomnicie moje słowa - bo coś czuję, że będą o tym książki pisać i scenariusze filmowe). No i jeszcze jedno: dawno już w historii naszego kraju, naszego społeczeństwa nie było takiej miłosnej, romantycznej - tragicznie romantycznej historii (prześledźmy sobie literaturę pod kątem tego typu symboli).

Powtarzam: my Polacy jesteśmy zakochani w symbolach i wreszcie mamy kolejne.
Nie odbierajmy zatem tychże historii. Może teraz tego nie doceniamy, nie widzimy, bo mieszają się w nas osobiste sympatie i antypatie (do nich jako przedstawicieli polskie elity, rządu, zwykłych ludzi) z emocjami jakie wywarło na nas to wstrząsające i oby nie brzemienne w negatywnych skutkach dla naszego kraju wydarzenie... Miesza się to z brakiem dostatecznych informacji na temat katastrofy, pytaniami bez odpowiedzi. Ba! Powiem więcej, z teoriami spiskowymi, których wykwit zaobserwowałam. I z aktywnością "hien cmentarnych", które czując zysk, działają w tym kierunku (opłaty za wpis do księgi kondolencyjnej via sms - 30-50zł, jakieś kwesty studenciaków sprzedających zdjęcia czy obietnicę zdjęć ciał pary prezydenckiej - to tylko dwa przykłady, a hien i innych padlinożerców więcej).

Emocje nie opadły, wciąż w nas są w związku z tymi wydarzeniami. A wiadomo, że nie są one dobrymi doradcami. Niech zatem będzie Wawel, czemu nie. Dajmy szansę historii.
A, i może jeszcze jedno: Lechu, było nie było był patriotą. Ilu z nas może tak powiedzieć o sobie? Amerykanie czczą swój sztandar, ich hymn stanowi dla nich dużą wartość, widać przywiązanie. U nas Polaków ja tego za bardzo nie widzę (mówię ogólnie, wszak są wyjątki). Takim patriotą, był mój dziadek ... a ja jako osoba wyzwolona, żyjąca w wolnych czasach, w tej globalnej wiosce, jako osoba mogąca wyjechać i zamieszkać w innym kraju czasami nie rozumiałam jego patriotyzmu, może nawet wyśmiewałam, lub wstydziłam się, kiedy we mnie pojawiały się właśnie patriotyczne uczucia... ale do czego zmierzam... otóż, wyrażam żal z powodu tego, że my Polacy nie jesteśmy prawdziwymi patriotami, że gdzieś to w nas umarło. A Lechu mimo wszystko gdzieś to miał i, co by o nim nie mówić, walczył o Polskę na swój trochę pokrętny sposób. A może, gdyby nie był uwikłany w te wszystkie gierki polityczne i ostracyzm ze strony tak polityków opozycji, jak i narodu... hm, może udałoby mu się pokazać inne swoje oblicze. Bo, czy możemy powiedzieć, że nie był prezydentem obsobaczonym, wyśmiewanym przez swoich i obcych? Powiem, że niezwykle trudno jest wówczas wznosić się ponad to i robić swoje. Był tylko człowiekiem i dawał się wplątywać w różne polityczno-emocjonalne gierki (być może właśnie ta słabość zgubiła go jako polityka i nie stał się Prezydentem, Mężem Stanu z prawdziwego zdarzenia). Ok, był mały, brzydki, nie miał żony modelki, ale był naszym Prezydentem. A my Polacy śmiejąc się z niego, dawaliśmy powód do wyśmiewania go i nas przy okazji innym narodom, do deprecjonowania naszej wartości (może jeszcze kiedyś rozwinę ten wątek). Mój Boże, on był profesorem - czy uważacie, że każdy ma predyspozycje do tego? A czy każdy z nas mógłby zostać Prezydentem? Szczerze wątpię - łatwo krytykować z daleka, kiedy nie musimy podejmować kluczowych decyzji, kiedy nie jesteśmy wystawieni na publicznym świeczniku... A co było na pierwszym planie w mediach, opiniach publicznych: "mały brzydki karzeł z żoną czarownicą". A prawda jest taka, że oboje byli wykształceni i posiadali ogromną wiedzę. Pani Maria potrafiła zachować się na salonach, znała języki. Czy muszę ich porównywać do pary Kwaśniewskich? Czy myślicie, że Maria po zakończeniu prezydentury przez męża, stałaby się medialną celebrytką jaką jest Jola? Wątpię mimo wszystko. Ale nie mnie osądzać.

Podsumowując: mimo tego, że nie darzyłam go sympatią i nie kibicowałam parze prezydenckiej, mimo, że sama czasami z politowaniem uśmiechałam się, widząc pewne jego zachowania, oddaję pełen szacunek i cześć swojemu Prezydentowi i ofiarom katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem.

Z uwagi więc na wymiar symboliczny Wawelu i tej katastrofy wychodzę z założenia, że wielką szkodą będzie, jeśli uda się bojówkom zbojkotować pomysł złożenia ciał pary Prezydenckiej tamże.

To mówiłam ja - Małgorzata. I podkreślam, że to są tylko moje słowa i tylko moje myśli, każdy ma prawo myśleć i mówić inaczej.

Zadanie domowe: kilka słów do przemyślenia:
"jaki Prezydent taki zamach" ponoć powiedział Bronisław Komorowski po zamachu w Gruzji... Heh, śmiejemy się z ułomności głów Państwa/ opozycji, a sami siebie nie widzimy.

Może ostro, ale: które ptaki srają do własnego gniazda?

Więc może "Taka Polska jakie jej społeczeństwo"????????? A tu zbyt często Polak Polakowi wilkiem.
Inni mają lepiej... hm, a może dlatego mają lepiej, że szanują siebie bardziej niż my siebie nawzajem? Nie wiem... to tylko takie moje luźne dywagacje.

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).