niedziela, 26 lutego 2012

Takie Ministerstwo, jaka jego rzeczniczka???

Przeszukując Sieć w poszukiwaniu informacji na temat leku, który zażywać muszę a o dziwo okazało się, że go, kurna blaszka, nigdzie dostać nie mogę, choć w grudniu nie miałam z nabyciem większych problemów... Dowiedziałam się m.in. jaka jest teraz jego cena (cholera, porażająca!) i trafiłam na pewne nagranie, po wysłuchaniu którego nie dość, że ręce to i cycki mi opadły z hukiem potwornym na podłogę.

Noż kurf! Co to ma być?

Michał Janczura rozmawia z Agnieszką Gołąbek, rzeczniczką Ministerstwa Zdrowia.

Ja sama już nie wiem, śmiać się czy histerycznie płakać... To, co usłyszałam, jest ze wszech miar żałosne. To ma być ten reprezentant, wa...mać, wizytówka Ministerstwa Zdrowia? Bosz! Dno i wodorosty wymieszane z mulistym szlamem! Osoba piastuje takie stanowisko, a tak naprawę gówno wie, mało tego, nawet wysłowić się nie potrafi, by to gówno zakamuflować jakoś. Porażająca tępota sparaliżowała moje zmysły na chwil kilka! Jak to możliwe, żeby tak się kompromitować (i urząd, który reprezentuje), nie wykonawszy choćby minimum pracy w celu przygotowania sobie odpowiedzi na otrzymane od dziennikarza pytania? I za to jej płacą? Koszmar jakiś! 
M.J.: Jest pytanie związane z zakupem leków. Tak?
A.G.: Na to pytanie jest odpowiedz taka... że oni maja prawo kupować na podstawie, yyyy, recepty  w aptece, leki [i zaczęła się przelewać czara głupoty]
M.J.: OK!!! Jeżeli jest taka odpowiedź na to pytanie to spoko. [bo i co więcej mógł wobec takich argumentów dodać?]
Normalnie brak słów! A miała tydzień na przygotowanie się do wywiadu. Dostała pytania, Pan Janczura niczym więc jej nie zaskoczył... 

Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Tępa Łycha! Sorry, jeśli jest rzecznikiem Ministerstwa, to ma obowiązek wypowiadać się rzeczowo a nie tylko "my cały czas pracujemy (...) monitorujemy (...) negocjujemy (...) cały czas prace w ministerstwie trwają nad obniżeniem cen (...) nad nowymi listami leków" 

Pełna profeska o jacieżperdzielę!

sobota, 25 lutego 2012

"Bohaterski" Tomasz Lis - czyli słów kilka o niezmordowanym obrońcy tzw. gwiazd

Lis obrońca celebrytów - heh... do czego to doszło i co z nim się stało? Bo, że ewidentnie coś mu dolega, każdy średnio rozgarnięty "oglądacz" i "czytacz" zauważy. Co dopiero ten bardziej wnikliwy!

Sama go kiedyś z przyjemnością słuchałam, ale... czasy się zmieniają, ideały upadają (ideały, którym kiedyś Pan Tomasz Lis hołdował, powoli się rozsypywały, aż ostatecznie legły w gruzach). Cóż można więcej powiedzieć w temacie? Zapewne wiele, ale spróbuję się ograniczyć do krótkiej notatki: ostatnie działania Tomasza Lisa budzą wg mojego subiektywnego osądu przede wszystkim rozczarowanie (przypuszczam, że nie jestem jedyna, u której wywołał poczucie niesmaku...). 

Facet tak dobrze się zapowiadał: w połowie lat 90-tych zrewolucjonizował polską telewizję (oddałam honory!). Obserwując poczynania Pana Lisa, dochodzę do wniosku, że osoba, która tego dokonała, utonęła gdzieś w oceanie jego próżności... A już za żenujące uważam to, że nie potrafi przyznać się do swojej wpadki i stara się wmówić opinii publicznej, że to ona się myli. I... uwaga: że jest zbiorem pół- i ćwierćinteligentów. A właściwie kto go uprawnił do tego, by w taki sposób ludzi obrażać? Ja rozumiem, że niektórzy uważają, iż najlepszą formą obrony jest atak - ale, na Boga, czas chyba wyjść z piaskownicy i zacząć używać argumentacji wyższych lotów. Nasuwa mi się tu stare porzekadło: "przyganiał kocioł garnkowi", heh...

Nie wiem, o co chodzi - pewnie dowiem się z czasem - ale odnoszę dziwne wrażenie, że Pan Tomasz Lis zaczyna tonąć... Utrata posady w tygodniku "Wprost", klapa tzw. eksperymentu z celebrytkami i słabe opinie, jakie zbiera jego nowy portal... No, coś tu musi być na rzeczy...

Pal sześć, że Foxik nasz tak zapalenie broni Pań Cichopek i Koroniewskiej, którym zgarnęło się po folklorystycznych występach w programie "Tomasz Lis na żywo" w sprawie zabójstwa małej Madzi z Sosnowca... Już pomijam ten aspekt. Już mnie nie dziwi....Pan Lis po prostu taką obrał strategię wybielenia się i zachowania twarzy... Choć nie wiem, czy o taką gębę mu akurat chodziło, ha ha...

Nie podoba mi się tylko, że, stając w obronie Cichopek i jej teorii "zająca", obraża znanego prof. Czaplińskiego. No caman! Co to w ogóle ma być? "Bardzo cenię profesora Czapińskiego, ale prawdę mówiąc mam wrażenie, że profesorowi to nawet niespecjalnie wypada tak protekcjonalnie podchodzić do kogoś, kto profesorem nie jest". To jak to jest? Cichopkowa i Koroniewska mogą wypowiadać się z pozycji eksperta a prawdziwemu ekspertowi odmawia się głosu? Ależ to jest hipokryzja! A może wystąpił u niego Cichopkowy efekt zająca i w obliczu zmasowanej krytyki na ułamek sekundy stanął jak wryty i zaczął działać w afekcie? Hm.. noooo, to mogłoby tłumaczyć jego głupie teksty... Czy ktoś zwróci się do Pani Psycholog Katarzyny Chichopek po profesjonalną diagnozę???

Szczerze? Żal! A wydawałoby się, że człowiek o takiej pozycji powinien wykazać się klasą... Jak widać, nic podobnego - klasy szukajcie gdzie indziej!

I na koniec wątek humorystyczny: Pan Lis wszystkie swoje ostatnie porażki przedstawia jako sukcesy, a autorom krytycznych opinii pod swoim adresem (a mowa tu o mediach o bardzo zróżnicowanym profilu - bez względu czy jest to "Gazeta Wyborcza", czy portale plotkarskie typu "Pudelek"; nas maluczkich nie liczę) próbuje przypiąć etykietę ludzi o niskiej inteligencji. 

Jak to idzie Panie Tomaszu? Ćwierćinteligenci powiadasz... Robi się coraz ciekawiej :)

czwartek, 23 lutego 2012

Józef Kowalski (weteran) - Kapitanem Wojska Polskiego

Uważam, że warto o tym napisać:

Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak awansował dziś Pana Józefa Kowalskiego (112 lat) do stopnia kapitana Wojska Polskiego. Pan Józef jest ostatnim żyjącym uczestnikiem Bitwy Warszawskiej i został nagrodzony również Honorowym Budzyganem (jeśli ktoś nie wie, co to jest - odsyłam do: LINK).
 

Niesamowite, jak wiele ten człowiek przeżył - dla mnie jest to coś niewyobrażalnego. Dwie wojny światowe, odbudowę Polski, PRL, czasy współczesne... Pan Józef Kowalski to człowiek historia...  Chciałabym móc posłuchać jego opowieści... Jeszcze kilka lat temu mój ukochany dziadek snuł wspomnienia na temat minionych czasów swojej młodości (II wojna światowa), ale to se ne wrati... Może kiedyś, gdzieś w innym wymiarze, jeszcze mi coś opowie...

Wracając do Pana Józefa: tacy ludzie to właśnie bohaterowie, którym z całą pewnością należy się szacunek... Warto też o nich mówić i uczyć młodzież szacunku do historii... no, ale to już inna bajka.

Życzę zdrowia Panie Józefie i gratuluję odznaczenia!

niedziela, 19 lutego 2012

O małym Michałku i bohaterskiej postawie strażaka

Przeczytałam dziś newsa, który - jak podejrzewam - z prędkością światła obiegł nasze rodzime media.

Dramatyczny tytuł, z pewnością wielu nie pozwolił przejść obok niego bez sprawdzenia, co się za nim kryje...

W skrócie: Matka w stresie przez pomyłkę dzwoni do straży pożarnej, zamiast na pogotowie w sprawie umierającego dziecka. Historia kończy się szczęśliwie. Dziecko udaje się uratować, m.in. dzięki opanowaniu i wiedzy dyżurnego straży pożarnej, który odebrał ów dramatyczny telefon.

Faktycznie - nagranie było poruszające z kilku względów:
  • bliskiego zejścia ze świata przez dziecko,
  • pomyłki w wybieraniu numeru telefonu, która uratowała życie,
  • rzeczowości i opanowania pana strażaka,
  • paniki i emocji, jakie towarzyszą sytuacji, w której walczy się o życie bliskiej osoby (dziecka),
  • posłuszeństwa w wykonywaniu przez rodziców zaleceń strażaka,
  • grozy płynącej z morału tej opowieści "jakie to nasze społeczeństwo jest niewyedukowane i nieporadne niestety" 
Zacznijmy od strażaka bohatera (BTW, widziałam z nim wywiad w "tivi" - oczywiście dziennikarze nie przepuściliby takiej okazji - i bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie skromność Pana Krzysztofa. Brawo!). To on właśnie - st. ogniomistrz Krzysztof Zahorowski - przez telefon instruował roztrzęsioną matkę, jak ratować jej 4letniego synka, który przestał oddychać. Jestem pełna uznania dla zaangażowania, jakie wykazał w tej sytuacji. Mógł przecież, jak to bywa w różnych przypadkach (sama też kiedyś tego doświadczyłam), powiedzieć matce, że dodzwoniła się do straży pożarnej, która nie jest pogotowiem i, odkładając słuchawkę, rzec na koniec, by zadzwoniła pod właściwy numer. A tu pełna profeska: Pan Krzysztof wzywa pogotowie a przy okazji próbuje na bieżąco interweniować i w sposób przystępny instruuje rodziców (wyobrażacie sobie, jaki oni mieli mętlik w głowie?), jak mają postępować, by pomóc dziecku. Dziecku, które najprawdopodobniej zemdlało - chociaż niepokojące były słowa matki o tym, że zaczęło mieć drgawki, spazmy i wywracać oczyma... to dość niestandardowe objawy omdlenia... Podsumowując: Zahorowski Krzysztof z Białegostoku wykazał się naprawdę bohaterską postawą i zasłużył na najwyższe uznanie. Powiem więcej - jego godna postawa powinna stanowić wzór dla innych a szczególnie dla tych mędrców (Policjanci i, o zgrozo, lekarz!!!), którzy całkiem niedawno uznali kobietę za manekina (czyt. Policjanci i lekarz uznali ranną kobietę za manekina). Konkluzja: każdy policjant, strażak, pracownik ochrony powinien przejść obowiązkowe szkolenie ratownictwa medycznego i zdobyć uprawnienia ratownika.

Rodzice: dla nich też należą się wg mnie brawa, chociażby za to, że tak karnie wykonywali polecenia Pana Krzysztofa. Osobiście nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i nie wiem, jak ja bym zareagowała, gdyby moje dziecko było już jedna nogą po tej drugiej stronie... Podejrzewam, że takich emocji nie da się ogarnąć jednym zdaniem. Co z tego, że nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, czy dziecko jest na coś chore przewlekle! Caman! Dajcie spokój tej krytyce: "co to za matka, że nawet nie wie, na co choruje jej dziecko" - błagam! Ona dobrze wiedziała, tylko działała w dużym stresie, przypuszczalnie największym w jej życiu... 

Lekarze: nie wiem, po prostu brak słów... polska służba zdrowia schodzi na zapchlone Azory... Dziecko zachorowało - rodzice idą z nim do lekarza (objawy: biegunka, wymioty, ostry ból brzucha, pewnie lekkie odwodnienie, etc. ), a lekarz rutynowo przepisuje kilka medykamentów na rota-wirusa. Dziecku nie przechodzi, wracają do lekarza a ten
twierdzi, że wszystko jest ok i odsyła ich do domu. Kilka godzin po powrocie od lekarza dziecko przestało oddychać - to nie jest normalne. Nie wierzę, że nic nie wskazywało na to, że jego stan się pogorszył... Rutyna nas zabija! Dosłownie i w przenośni... niestety...

Pogotowie: wow! ekspres - ledwie 20 minut... faktycznie, w tym czasie można umrzeć i już zacząć się rozkładać... ale to nie amerykański film, gdzie widzimy, że pogotowie czy Policja zjawiają się w oka mgnieniu na miejscu zdarzenia...

Cieszę się, że cała historia znalazła szczęśliwy finał.. ale można było uniknąć takiej schizy, gdyby rodzice byli uświadomieni, co należy robić w takich sytuacjach... niestety... i to nie jest zarzut w kierunku tych biednych rodziców... Ludzie nie potrafią udzielać pierwszej pomocy... nie wiedzą jak, przez co w konsekwencji boją się cokolwiek zrobić i ulegają panice... a wystarczyłoby społeczeństwo edukować już od szkolnej ławy. W/w historia to kolejny dowód na to, że warto wprowadzić do programu szkolnego przedmiot związany z umiejętnościami tzw. użytecznymi. Jak udzielać pierwszej pomocy, etc... Uważam, iż wciąż za mało o tym się mówi, a potrzeba! Tematów znalazłoby się wiele, ale to nie moment na ich wyliczanie. Dlaczego nic z tym się nie robi? Pierwsza pomoc, reanimacja... Czy my np. mamy ogólną świadomość tego, że pojemność płuc dziecka różni się znacznie od pojemności płuc dorosłego? W tym przypadku wszystko zakończyło się happy endem, ale mogło być inaczej...

środa, 15 lutego 2012

Cichopek i jej "efekt zająca" - żenua!

Skoro już się dziś tak rozpisałam, to krótko poruszę jeszcze jeden temat. Otóż, w pewne oniemienie (tak, tak - oniemiałam po raz kolejny i słów mi zabrakło, na szczęście tylko na chwilę) wprawiło mnie poniedziałkowe wydanie programu Tomasz Lis na żywo w TVP2. 

13.02.2012 Pan Tomasz Lis postanowił podjąć ogólnopolską dyskusję o na temat Katarzyny W. i małej Madzi (których przypadkiem w ostatnich tygodniach żyła cała Polska - a na pewno wszystkie media). Opinie społeczne są podzielone ws. tej sprawy - i niech tak zostanie, nie one są tematem mojego wpisu. Osobiście nie czuję się uprawniona do tego, by dyskutować na temat Pani Katarzyny W. i jej relacji rodzinnych. 

Za to muszę - bo inaczej wywierci mi to dziurę w głowie - wywalić z siebie niesmak, jaki towarzyszył mi i pozostał po obejrzeniu poniedziałkowego programu Tomasz Lis na żywo, gdzie w I części gośćmi były: Katarzyna Cichopek, Joanna Koroniewska oraz Hanna Samson i Teresa Gens.

Właściwie to już na dzień dobry byłam rozczarowana doborem EKSPERTÓW przez Pana Tomasza Lisa. Btw, gratuluję Panie Tomaszu poczucia humoru. Bo chyba o to Panu chodziło - czy może jednak nie?

Wrzućmy na tapetę pierwszego eksperta - Panią psycholog Katarzynę Cichopek. Pardon, ale od kiedy niby ona tym ekspertem w dziedzinie psychologii jest??? Bo chyba nie stała się ekspertem przez sam fakt ukończenia tego kierunku...Zresztą czy widzieliście, gdzie go kończyła? Co to za szkoła? Caman! To nie jest ta sama liga co: UW, UJ, KUL, UMK czy UG i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Dwa: czy Pani Cichopek dysponuje odpowiednim bagażem doświadczeń związanych z praktyką psychologiczną, by móc występować w charakterze eksperta? Na Boga!  Równie dobrze można było zaprosić Dodę lub pierwszego lepszego przechodnia z ulicy (chociaż nie, cofam... przechodzień mógłby nie być osobą medialną i wówczas byłby klops!). 

Ale wracając do Pani Katarzyny - po wysłuchaniu jej argumentów, tez i próby powoływania się na teorie psychologiczne (ze szczególnym upodobaniem Pani Cichopek na teorie Freudowskie), czułam się lekko osłabiona... Szczerze, jeśli jej cała wiedza psychologiczna jest taka jak ten jej nieszczęsny "efektu zająca", to ja właściwie cieszę się i jestem wręcz wdzięczna opatrzności, że ona jest aktorką i celebrytką i nie zajmuje się jednak leczeniem dusz ludzkich jako psycholog na etacie. To dopiero byłaby tragedia! 
Pani Kasiu - czasem mniej znaczy więcej... po co było się wyrywać przed szereg i próbować brylować? Nie wyszło...

Drugim ekspertem jak się patrzy, była Pani Koroniewska. W tym przypadku również nie potrafię zrozumieć, co ona ma wspólnego z wypowiadaniem się z pozycji eksperta (podkreślmy to, bo to dość istotne) na takie tematy. Masa kobiet w Polsce jest w ciąży, urodziła i wychowuje dzieci i (kto wie) czy nie więcej miałyby one do powiedzenia niż rzeczona Pani Ekspert Nr 2. Czy nie lepiej pozostać aktorem i doskonalić swój warsztat, zamiast próbować wcielać się w rolę eksperta?


Ekspert Nr 3 i 4 Panie Samson i Gens, co prawda, były adekwatnymi dyskutantkami w sprawie nieszczęśliwego wypadku półrocznej Madzi i analizy okoliczności związanych ze zdarzeniem. Ale...
 

Pani Gens, pomimo sporej wiedzy i doświadczenia nie powaliła na kolana, poza wysunięciem kilku oczywistych wniosków nie miała właściwie nic więcej do powiedzenia - trochę mało jak na taki dorobek zawodowy...

Chyba na największe uznanie na tle pozostałych ekspertów zaproszonych do I części programu zasługuje Pani Samson, która uraczyła nas kilkoma wartościowymi wnioskami na temat omawianego zdarzenia: głównie wskazała na negatywny udział mediów w całym tym zajściu (w szczególności TV)  m.in. z uwagi na emisję filmu rejestrującego wyznanie Katarzyny W. A później (dla podgrzania atmosfery) rozpętała się nagonka na Rutkowskiego, który zarejestrował na kamerze całą rozmowę.. Sama nie wiem... facet robił swoje (może trochę w amerykańskim stylu, do jakiego my Słowianie nie jesteśmy przyzwyczajeni), ale to chyba jednak nie jest tak, że Rutkowski sam chciał zrobić z tego show??? Choć z drugiej strony wcześniej mówił jedno, później zmieniał zdanie... że niby taka taktyka? Nieważne... Media same jak te padlinożerne hieny tylko czekały na dogodny moment, by coś wyrwać, przechwycić i zrobić z tego najbardziej oglądane 5 minut w programie... Rutkowski też zcelebrycił i swoje zapewne dołożył...

Podsumowując: jestem głęboko rozczarowana poziomem programów, jakie emitowane są z ramienia telewizji publicznej - która z założenia powinna być rzetelna. Zastanawiam się, gdzie się podział profesjonalizm Pana Lisa? Bo z pewnością zabrakło go na etapie doboru dyskutantów do I części programu!

II część, dyskusja Kalisz, Ziobro i Kwiatkowski była na bardzo wysokim poziomie - dość więc przytoczyć słowa Pana Ziobry: "A kto zna się na wszystkim, to tak naprawdę na niczym" -  czyżby przy okazji był to pstryczek w nosek Pani Cichopek?  

I na koniec: czy prowadzący program i inne mądre głowy z TVP2 nie pomyślały choć przez chwilę, że taki - nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu - żenujący dobór ekspertów może być źle odebrany przez widza? Że godzi w inteligencję przeciętnego Kowalskiego (w tym moją własną również).  

I że niby ja za coś takiego mam płacić abonament? W życiu!

Turba-Durych... Dudrzych, Dużych, Dużych

 UWAGA!!! 

Prowadząca tego bloga nie ponosi odpowiedzialności za efekty uboczne obejrzenia niżej prezentowanego wywiadu.

Odkryłam to przypadkiem i... oniemiałam! Muszę się z Wami podzielić, bo nie będę w stanie dłużej żyć spokojnie z brzemieniem takiej tajemnicy.


Rozmowa miała miejsce po jubileuszowym koncercie 45-lecia Krzysztofa Krawczyka, który zagrał wraz z Trubadurami w Sali Kongresowej w Pałacu Kultury i Nauki. Wywiad prowadzi (zapamiętajcie to nazwisko) Red. Robert Puchalski (Telewizja TOP CANAL):


W kontekście powyższego nie pozostaje mi już nic innego,
jak tylko za prowadzącym rzec:
"życzę dalszej drogi muzycznej" Panie Krzysztofie.

A Panu Redaktorowi Puchalskiemu zaprzestania "dalszej drogi redaktorskiej" raczej...

Umarłam!

niedziela, 12 lutego 2012

Na temat Grecji słów kilka

Sama już nie wiem, czy im współczuć, dopingować czy zazdrościć...

Grecy wyszli na ulice z powodu zapowiedzi "zaciśnięcia pasa", o którym już od tylu miesięcy wciąż się mówi. Najpierw Angela groziła im paluszkiem, później stawiała ultimatum, aż wreszcie stało się nieuniknione - rząd Grecji musiał przedsięwziąć jakieś kroki.

Tylko teraz tak: nie jestem tak do końca przekonana co do tego, że Grecy przebalowali całą kasę. Jestem przekonana, że przejście na Euro dało im poważnie w dupę i być może gdyby nie to, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, jaką mamy obecnie.

Na pewno najwięcej złego wyrządziły - nie bójmy się tego nazwać po imieniu - bankowe oszustwa. Bodaj w "New York Times" pisano w ten weekend, że bank Goldman Sachs był zamieszany w operacje, które pozwoliły zafałszować greckie statystyki dotyczące długu publicznego. Dzięki temu Grecja została dopuszczona do strefy euro. Dziś wszyscy z wyjątkiem bankierów Goldmana tego żałują. 

Grecy zostali wmanewrowani jak mały Krzyś przez Goldman Sanchs... i jakoś nie przypominam sobie, bo o tym się pisało... Owszem, chodziły pogłoski, że Grecja ponaciągała swoje wyniki, by wejść do strefy Euro, ale nic poza tym... 

To jedna sprawa, a z drugiej strony faktycznie, kiedy czytam o greckich dodatkach do pensji, to zastanawiam się, czy to aby nie jakaś beletrystyka. BTW, źródło: "Kurier Ateński":
Idźmy od dołu:
  • Miejsce 10: 69 EUR/m-c dodatek na rozgrzanie motoru samochodu przyznawano dla 420 osób (OTE - telekomunikacja państwowa)
  • Miejsce 9: 420 EUR/m-c dodatek na mycie rąk pobierało 1987 osób (OSE - greckie zakłady kolejowe)
  • Miejsce 8: 840 EUR/m-c dodatek na śrubę statku pobierały 653 osoby (Limeniko  -zakłady portowe)
  • Miejsce 7: 1120 EUR/m-c dodatek na antenę pobierało 329 osób (ISAP - kolejka miejska)
  • Miejsce 6: 290 EUR/m-c dodatek na doręczenie kopert pobierało 6800 osób w sektorze publicznym
  • Miejsce 5: 450 EUR/m-c dodatek na zdawanie/przejmowanie autobusów dla 1100 osób
  • Miejsce 4: 310 EUR/m-c dodatek za punktualne stawianie się do pracy dla 1790 pracowników (ΕΘΕΛ - zakłady autobusów pozamiejskich połączeń Attyki
  • Miejsce 3: 595 EUR/m-c dodatek za skuteczniejsze prowadzenie spraw nieznana liczba beneficjentów (Ministerstwo Sprawiedliwości)
  • Miejsce 2: 870 EUR/m-c dodatek na faksy dla 657 osób (DEI - zakłady energetyczne)
  • Miejsce 1: PEREŁKA! roczny dodatek na korzystanie ze sklepiku/ stołówki 120EUR/m-c dla pracowników zatrudnionych w greckich zakładach naftowych (warto tu napisać, że z tego przywileju pracownicy korzystają za darmo)
Wmurowało mnie w ziemię! Ja o swoją ciężko wypracowaną premię gwarantowaną i tak co miesiąc muszę wykłócać się z szefem, a tutaj takie dodatki... Wow! To ja powinnam dostawać dodatek za mieszkanie na X piętrze - zimą niestety "piździ" a latem ukrop, że wytrzymać nie można... Heh... gdzie tu logika? 

Nie wspominając już o sztandarowym przykładzie bulwersującym wiele osób, pewnego szpitala w Atenach, w którym zatrudnionych było 80 ogrodników - gratulacje!
 
Z jednej strony wmanewrowani, z drugiej strony nielogiczni... Myślę sobie, że Grecja powinna z powrotem wprowadzić swoją walutę narodową i wyjść ze strefy Euro. Rozważyć, co zrobić z zadłużeniem; może faktycznie ogłoszenie bankructwa wcale nie jest takie głupie. Wiele państw to zrobiło i jakoś żyją, np. Argentyna dawno temu (teraz rozkwita), Islandia... Dwa: zacząć żyć z turystyki, zmodyfikować system zarządzania państwem, a z pewnością zaobserwują progres.

No, przynajmniej tak mi się wydaje.

"Dziewczyna z tatuażem" - moja opinia

"Dziewczyna z tatuażem", to ekranizacja pierwszej części bestsellerowej trylogii „Millennium" Stiega Larssona, która w 46 krajach sprzedała się w liczbie 60 milionów egzemplarzy (w Polsce ponad 700 tys).



Wczoraj w końcu i ja obejrzałam ten film, który wszędzie opisywany jest jako wybitny. I, szczerze, nie będę wznosić peanów pod niebiosa. 

Hollywoodzka wersja nie powaliła mnie na kolana. Wg mnie Noomi Rapace, która fantastycznie zagrała Lis w szwedzkiej wersji filmu, bardzo wysoko postawiła poprzeczkę i niestety Mara nawet w 50% nie może się z nią równać. Mam też pewne zastrzeżenia do kreacji Blomkvista i kilku innych postaci, ale by nie zanudzać, nie będę wdawała się w głębsze analizy. 

Dość powiedzieć, że media chyba na wyrost kreują opinię o tym filmie jako genialnym - owszem, dobrze się go ogląda, ale to wszystko - wszak nie ma tam scen, w których aktorzy musieliby wznieść się na wyżyny swoich umiejętności (akcja jest w dużej części gadana a do tego wg mnie raczej nie potrzeba wielkiej gry aktorskiej). 

Na plus plenery i muzyka, pozytywnie (choć bez szału i z drobnymi zastrzeżeniami, o których wcześniej pisałam) oceniam dopasowanie aktorów do roli. Niestety brak napięcia w filmie o tym gatunku i średnia fabuła przyczyniły się do tego, że daję notę 6/10. 

Kto chce, niech obejrzy. Dla mnie scena gwałtu, kawałek tyłka i poćwiartowany kot to za mało, by zbudować napięcie grozy i intrygi.

wtorek, 7 lutego 2012

Zapomniał wół, jak cielęciem był - czyli "grzechy" Tuskiej młodości...

Ach ta młodość - jaka ona zdradliwa jest! 

Człowiek nie ma jeszcze takiego doświadczenia i plecie trzy po trzy... I to w dodatku pod okiem kamery. Mądrość to czy głupota? A może nasz Pan Premier jaśnie Panującej też ma brata bliźniaka, który niestety nie przebił się w politycznym biznesie, bo te 18 lat temu myślał jeszcze poważnie o kraju?

Źródło: „Vigor" Telewizja Gorzów - nagranie sprzed 18 lat. 

Nie wiem, czy potrzebny jest tu jakiś dłuższy komentarz. Po prostu ręce opadają...

poniedziałek, 6 lutego 2012

Polska będzie reprezetowała USA w Syrii

Jak nie urok, to doniesienia o kolejnym - aż się boję to głośno wypowiedzieć - nieprzemyślanym posunięciu naszego arcy-wielce-panującego rządu. To już nawet nie jest śmieszne…  
Ja chyba naprawdę, kiedyś przerzucę się całkowicie na Pudelka, albo jakiegoś innego Azorka plotkarskiego, bo nie wiem, ile jeszcze uda mi się tego typu informacji przyswoić, bez wybuchnięcia.

Proszę powiedzcie, że to żarty jakieś są. Ale zaraz, Prima Aprilis dopiero 01 kwietnia!

"Polska będzie reprezentowała interesy USA w Syrii, po tym jak w poniedziałek ambasada Stanów Zjednoczonych w Damaszku zawiesiła swoją działalność - poinformowało MSZ [...] Departament Stanu USA, mając na względzie szczególny charakter relacji polsko-amerykańskich, a także pozycję Polski w regionie Bliskiego Wschodu, zwrócił się do władz Rzeczypospolitej Polskiej z prośbą o reprezentowanie interesów USA w Syrii - czytamy w komunikacie zamieszczonym na stronach internetowych resortu spraw zagranicznych.
  
Ja pytam, kto zmysły postradał lub kto z kim na łby się pozamieniał, bo ja - zwykły obywatel naszego pięknego kraju - nie widzę w tym posunięciu żadnego interesu dla Polski.

Jeszcze nie tak dawno temu podcieraliśmy dupę naszą narodową gębą wielkiemu bratu zza Buga a dziś - wszystko w zgrabnie skrojonym płaszczyku demokracji wielkiemu Wujkowi zza oceanu... Ok, ok...ja rozumiem, historia kołem się toczy, ale na Boga, dlaczego ona tak małe kręgi aktualnie zatacza?

Nie wiem! Naprawdę chyba mam zbyt ograniczony umysł, ale nie mieści mi się w głowie, jak można tak dawać się wciągać w gierki... Znów na linii Iran vs Izrael ale żeby dodać kolorytu całej akcji to w Syrii. Dlaczego inne państwa nie stały się „reprezentantem” USA tamże? No? Czy wielki Wujek zwrócił się z taką prośbą do Niemiec, albo Francji czy nie wiem – Belgii lub Danii? Jasne! Stany nawet nie pomyślały o tym, by z taką prośbą zwrócić się do kogoś innego – po pierwsze z pewnością odpowiedź byłaby negatywna, po drugie po co, skoro mają już własnego giermka w postaci Polski. Czy my się niczego nie nauczyliśmy na przestrzeni dziejów? Pal sześć tak odległe czasy! Czy my nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z ostatnich lat? 

Zadaję dziś sobie pytanie: Czy naprawdę w interesie naszego kraju leży to, abyśmy zaangażowali się w budowę demokracji w Syrii? (BTW, może tak zrewidujmy najpierw tę naszą demokrację). Inna rzecz, że tak nie do końca wierzę w to, iż chodzi o syryjską demokrację i poprawę życia mieszkańców tego kraju… Wydaje mi się – i może nawet nie tak z niczego – że to tylko zasłona dymna dla osłabienia irańsko-syryjskiego sojuszu. Powiem więcej: o wyrwanie Syrii z w/w układu chodzi zapewne. 

Poczytajcie sobie to, co piszą zagraniczne media na temat Syrii. Jak wypowiadają się na ten temat politycy USA. Jaka jest aktualnie sytuacja pomiędzy Syrią, USA i Iranem. Tam się niektórzy szykują do wojny… Błagam! I to ma być dla nas dobre? W którym momencie? Stojąc po stronie USA, pardon, będąc pełnomocnikiem/ reprezentantem Stanów Zjednoczonych (jakbyśmy nie mogli być bezstronni) staniemy się za chwilę public enemy w oczach syryjskiego rządu – jestem o tym przekonana. Z jednej strony USA i pseudo walka o demokrację w Syrii, z drugie strony Rosja przeciwniczka demokracji (i ogólnie chyba Rosja nie jest zwolenniczką panoszenia się USA jak Paniska na włościach). 

Niech no jeszcze ktoś w Syrii na wkurwie pośle kilka rakiet w naszym kierunku… Obronimy się? Akurat! Ja nie rozumiem… po co ładować się w taką kabałę? Co to za kraj? Pierwsi podpisujemy ACTA (totalnie bez wczytania się w dokument). Do Afganistanu też wepchaliśmy się pierwsi! Posyłając naszych żołnierzy na mięso armatnie… 

Coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że jak kiedyś (zamierzchłe to czasy) Polska COŚ znaczyła, tak teraz też „coś” znaczy – a mianowicie staje się takim głupim Jasiem, któremu można wszystko wmówić… nie wiem… Ale mi osobiście nie pasuje, że nasz kraj to taki chłopiec do bicia… Czy wrócą czasy chłopów pańszczyźnianych? My – chłopi, USA – Pany?

Wydaje mi się, że takiego ślepego poddaństwa jakie dziś widać w relacjach Polska-USA nie było nawet w specyficznej „zażyłości” PRL- ZSRR. Ale co ja tam wiem… 

Czy wizerunek Polski nie dość jeszcze został nadszarpnięty przez te wszystkie awantury wojenne w jakie daliśmy się wciągnąć USA? Już i tak straciliśmy wiele w oczach świata: polski żołnierz stał się najemnym mordercą kobiet i dzieci. Przykre…

BTW, może ktoś z Was orientuje się, czy w ambasadzie jakiegokolwiek kraju istnieje oficjalna komórka/ sekcja ds. interesów USA? Bo, że w Polsce istnieje to już wiemy... I czy USA też ma ludzi ds. reprezentowania interesów Polski? Jakoś mi się nie wydaje… Ale może nie byłam zbyt uważna na lekcjach WOSu…

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).