czwartek, 15 kwietnia 2010

O jazgocie i nagonce na Jarka i ś.p. Lecha



Hm, tak mnie zastanawia, kiedy skończy się ta nagonka na braci Kaczyńskich? Jeden już nie żyje – nie obroni się, to pewne, nie zrobi nic, bo go nie ma, a ten drugi, pogrążony w żałobie? Czytam sobie radosną twórczość różnych pismaków, domorosłych filozofów i politykierów (tak, bo przecież nie polityków) i nadziwić się nie mogę. Biorę do ręki gazetę, włączam wiadomości, przeglądam blogi felietonistów, dziennikarzy z nadzieją, że może mnie olśni, może przeczytam coś wartościowego?

Ech, ta nadzieja, ona zawsze umiera ostatnia. Matka niepoprawnych… Nie olśniło! Nie doświadczyłam również katharsis.

Nie wspominając też o tym, że po raz kolejny doznałam zawodu. Dlaczego? Bo tak! A konkretniej: nie pojmuję jazgotu, jaki się rozpoczął po chwilach ciszy wywołanych pełną konsternacją i niewiarą w to, co się wydarzyło (mówię katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem – bo o czym innym mogłabym mówić, wszak to temat bieżący i kontrowersyjny, jak się okazuje). Otóż, denerwuje mnie to, że ciała zabitych nie zdążyły być zidentyfikowanymi, nie stężały jeszcze, a już jad zaczął się sączyć z ust wielu…

Czy to nie jest hipokryzja? Ogłoszono żałobę narodową - z jednej strony nawołuje się do wyciszenia, refleksji, uczczenia pamięci poległych, a z drugiej niemal ci sami wypluwają z siebie opinie o dość dwuznacznej wymowie. Lub wprost będące atakiem skierowanym z stronę braci Kaczyńskich (jakby kurczę nic się nie stało, jakby nie należała im się chwila zawieszenia broni na kołku, w którym to czasie rodzina Kaczyńskich będzie miała możliwość przeżyć swoją żałobę. Czy Jarosław nie zasługuje na to tak z czysto ludzkiego punktu widzenia? Ale nie! Trzeba trochę poszczuć społeczeństwo. Trzeba szturchnąć je kijem, by przypadkiem nie za bardzo identyfikowało się z Jarkiem czy Martą, czy w ogóle rodzinami ofiar tragedii w Smoleńsku.

Czy to tylko media, czy również politycy, o których za chwilę będzie mowa… w każdym razie znów można było ujrzeć starą dobrą medialną szkołę deprecjonowania Kaczyńskich. Powiem szczerze, bardzo nie spodobało mi się przedstawienie przez media momentu, kiedy Jarosław Kaczyński przyleciał do Smoleńska w celu zidentyfikowania zwłok brata. Co widzimy? Tusk i Putin, będący na miejscu, zdążyli już wyściskać się przed kamerami (o czym roztrąbiły się wszystkie media – że jeden i drugi przeżywają tę tragedię, są wstrząśnięci i choć takimi gestami chcą wyrazić łączenie się w bólu po tak wielkiej stracie). Ok, w porządku – bardzo medialny gest, mogący stanowić zapowiedź ocieplenia stosunków między obydwoma krajami; choć ja wiedziona wieloma doświadczeniami, wyznaje zasadę, iż jedna jaskółka wiosny nie czyni (choć na pewno umila czas spędzany na przedwiosennych roztopach). Obaj politycy czekali w namiocie aż Jarosław do nich przyjdzie. Po co? Po to by ładnie pozować z gestami współczucia przed kamerami dziennikarzy? Nie wiem, bez sensu. Przecież mogli do niego podejść, pójść, zapytać, czy czegoś mu trzeba, złożyć kondolencje. Ale nie! Mamy aferę, bo Jaro nie raczył był wstąpić do namiotu. Ludzie caman! Wejdźmy, choć na chwilę, w jego buty: umierająca matka czeka w szpitalu, brat się roztrzaskał i nie wiadomo, jaki widok zastanie po tym, jak mu wskażą ciała do rozpoznania, etc. Czy Ty, ja, on – czy nie bylibyśmy w szoku, gdyby spotkała nas taka trauma? Miał lecieć – w ostatniej chwili podjął decyzję, że zostanie przy matce. Otarł się o śmierć. Boże drogi, stracił brata bliźniaka – ja nie wiem jak to jest, nigdy nie miałam siostry bliźniaczki, lecz – proszę bardzo – zapytajcie pierwsze lepsze z brzegu bliźnięta o zażyłość i siłę więzi, jakie ich łączą, a obraz Wam się sam narysuje. Facet stracił całą swoją najbliższą rodzinę i niewykluczone, że straci ją doszczętnie, kiedy matka dowie się o katastrofie (nie jest powiedziane, że nie zejdzie na zawał choćby). On nie kalkulował gestów politycznych, on nie miał czasu na obmyślenie strategii dotyczącej tego, jak się zachować. Szok, niedowierzanie, ból, krzyk rozpaczy i otępienie – to były emocje, jakie nim targały. Nie oczekujmy, że taka osoba będzie przedkładała nad nie etykietę prasowo-medialną i dyplomatyczną. Poza tym, nie poleciał tam jako członek, reprezentant partii czy rządu, a osoba prywatna – członek rodziny, którego zadaniem jest dokonanie identyfikacji zwłok (zmierzenie się z rozmiarem osobistej tragedii i straty twarzą w twarz). Nie wiem, czy ktokolwiek w mediach spojrzał na to z tej strony (powątpiewam, a przynajmniej nie widziałam żadnej takiej tivi-relacji). Zamiast tego: oburzenie komentatorów wzbudził fakt, że Jarosław nadal „jątrzy”, „dzieli” i „skłóca” ludzi. Doszukiwano się nawet w jego postawie emanacji pogardą i nienawiścią. ŻAŁOSNE!!!!

Bo drugi bliźniak nawet nie płakał, nie uronił łzy. Żeż w mordę! A co miał zrobić? Szaty drzeć na pogorzelisku? To dopiero media by go obśmiały. Było nie było jest przedstawicielem rządowej opozycji, osobą publiczną i w istocie lepiej, by zachował względne opanowanie. (Inna sprawa, ale to moje osobiste zdanie, że on i Marta, na bank wspomagają się środkami uspokajającymi, stąd też moim zdaniem wynika pewnego rodzaju otępienie i mechaniczność w postępowaniu identyfikacyjnym u Jarosława. No, ale nie mnie sądzić – ja się na tym nie znam, ja tylko obserwuję). Przeżywanie śmierci najbliższych członków rodziny, przyjaciół, partnerów, to tak bardzo intymne przeżycie, którego nie powinno się wystawiać na światło reflektorów i podtykać pod nos dziennikarzom. I WARTO TO ZAPAMIĘTAĆ, NIE ZAŚ SZYDZIĆ Z BRAKU REAKCJI. Szok robi swoje, lecz chyba nie każdy to wie.

Anyway, się nazywa szacunek do osób najbardziej dotkniętych tragedią pod Smoleńskiem… Gratuluje środowisku dziennikarzy – brawo!

O tym, jak media zafałszowywały obraz Prezydenta chyba wspominać teraz nie będę (potrzeba dłuższego posiedzenia z laptopem na kolanach), ale krótko muszę, bo inaczej się uduszę. Potrzeba było tragedii, by media odgrzebały ze swoich archiwów materiały ukazujące inne niż dotychczas propagowane oblicze Lecha Kaczyńskiego. Szkoda, że dopiero jego śmierć umożliwiła nam obejrzenie innych ujęć, doświadczenie innych zachowań… Gdzież się podział obiektywizm? Ha! A co to za słowo i co ono oznacza?! Bo mały, bo brzydki, bo mlaska, bo się przejęzyczył kilka razy i w ogóle o co chodzi z tymi kanapkami na podróż od Marii (ale obciach!). Tak… obciach. Ciekawe swoja drogą, czy któryś z panów nie chciałby mieć tak oddanej, kochającej i troskliwiej żony? He? Może i to było mało medialne (bo my wolimy samodzielnych maczo, w gajerku pod kancik, z włosem ułożonym brylantyną – informacja dla nieznających mojego humoru: to była ironia). Niby ironia, ale trochę prawdy w tym jest. Jesteśmy tacy nowocześni, goniący za prestiżem, poklaskiem, karierą, bez rodzin lub z rodziną 2+1 ostatecznie… więc i w tej swojej nowoczesności nie widzimy miejsca na zwykłą rodzinną troskliwość, i zamiast pochwalać taką bliskość, taką oto rodzinność, śmiejemy się z niej… a szkoda… wielka szkoda. Brzydka Maria, mlaskający nienawistny Lech – ot, i taki oto obraz pary prezydenckiej kreowano nam w mediach. W mediach, które powinny były (taka jest moja opinia) ukazywać obie strony medalu. Plusy i minusy głowy państwa – wówczas dopiero społeczeństwo samo mogłoby wyrobić sobie zdanie na jego temat. W zamian za to mamy i zapewne mieć będziemy medialne sterowanie opinią publiczną. Ech, szkoda gadać.

Słów kilka jeszcze o Prezydencie: nie głosowałam na niego, niezbyt do mnie przemawiał, ale z biegiem czasu zaczęłam doceniać. I powiem, że w porównaniu z Wałęsą Wałęsa, który popełniał takie gafy, że lepiej o nich nie wspominać, tyleż samo bzdur nagadał i jak się puszył, tak puszy się do tej pory i kupczy swoją pozycją, na którą przed tym przysłowiowym przeskoczeniem przez niego muru pracowało wielu, włącznie z Kaczyńskimi… Kwaśniewskim, który pijany na grobach pomordowanych oficerów zataczał się i rechotał, nie wspominając już o akcjach parodiowania Papieża Jana Pawła II…  O tak! Na tle takich mężów stanu Prezydent Kaczyński wypada wręcz świetnie. Mnie zaś Lech Kaczyński urzekł – no, może to za dużo powiedziane, lecz od tamtej pory dokonywała się u mnie weryfikacja poglądów na jego temat – kiedy w Gruzji swoim poparciem i niezłomną postawą pokazał prawdziwą siłę swojego charakteru. Tak, byłam dumna, że mamy takiego męża stanu. Inne kraje wolały podlizywać się Rosji. Ja zaś od tamtej Pory zaczęłam przychylać się do opinii, że to porządny człowiek. I takim pozostanie w moich oczach: zrobił wiele, zdecydowanie więcej niż jego poprzednicy z tej tzw. Wolnej Rzeczypospolitej. Ciekawe, czym wykażą się jego następcy… Było nie było pozostawił wysoko ustawioną poprzeczkę.

To mówiłam ja i tylko ja, i nie zamierzam się z tego w żadem sposób tłumaczyć. Mówią, że tylko krowa nie zmienia swoich poglądów – ja zaś, jako osoba myśląca, obserwująca i wyciągająca wnioski, dokonawszy rewizji zmieniłam pogląd na temat Lecha Kaczyńskiego. Dlaczego? Bo widziałam, co robił i ile dobrego zrobił dla Polski. Gdyby kupczył krajem, gdyby robił krzywdę Polsce i Polakom zapewne wzdragałabym się przed nim i budziłby moją odrazę. Ale w tej sytuacji powiedzieć mogę, iż wręcz nawet cieszę się, że wygrał wybory, w których na niego nie głosowałam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawa autorskie

Proszę nie kopiuj treści tu zawartych i nie zamieszczaj ich na innych stronach bez mojej zgody. A jeśli już gdzieś mnie cytujesz, to podaj źródło. Dziękuję!

Pamiętaj:

Treści zawarte na blogu podlegają ustawie o ochronie praw autorskich. W razie pytań proszę o kontakt na maila.

"Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia" (Dz.U. nr 24 poz. 83).