Ach ten Łukaszenka, co za padalec jeden. Co za świnia! No wstydu nie ma za grosz chyba!!! Łże jak pies i znów szykany lecą na naszego śp. Prezydenta. Ba! Gorzej! Bo na trumnę jego.
No i mamy kolejny gorący temat do dyskusji. Fora aż kipią od ujadania – najpierw na Łukaszenkę, później na rzekomych jego obrońców, aż w końcu ludziska plują sfermentowaną plwociną jedni na drugich.
A ja siedzę głupkowato i - z bezradności i bezsilności wobec tej ludzkiej głupoty - drapię się po głowie i zastanawiam, po co i w imię czego te jatki?
„Wszystkich zwolenników Łukaszenki na rok na Białoruś, a niech im rura zmięknie”. No ładnie! Aż się boję wobec tego, co to będzie, kiedy również i moja skromna osoba wyrazi swoją opinię na temat jego wypowiedzi. Niemniej zaryzykuję.
Bo, jak nie darzę polityczną, ani żadną inną sympatią Pana Łukaszenki, tak w tym przypadku nie uważam, by powiedział coś, czego byśmy nie podejrzewali, czy o czym byśmy nie rozmawiali, spekulując po katastrofie na temat potencjalnych (mniej lub bardziej prawdopodobnych) przyczyn wypadku.
Owszem, nie pochwalam formy, ni czasu, w jakim to wyraził. Mogło to nosić znamiona chęci obsobaczenia do końca śp. Kaczyńskiego czy Polski, jako kraju. To mogło wyglądać na zamiar włożenia kija w mrowisko. To mogło w końcu być poczytane jako manipulacja, ale czy w istocie takową było? Nie wiem i pewności mieć co do to tego nie będę. I każdemu radzę powściągnąć rozbuchane emocje. Bo, jak nie wiemy, czy Lech Kaczyński w istocie nakazał lądowanie pomimo koszmarnych warunków atmosferycznych, tak samo nie wiemy, jakie intencje towarzyszyły wypowiadanym przez Łukaszenkę słowom.
Owszem, znane są nam poglądy i postawa Pana Łukaszenki. Nie cieszy mnie, że teraz, że w
trakcie żałoby narodowej "wy-tykał" śp. Prezydentowi, który nawet nie ma możliwości odniesienia się do tematu i przytoczenia kontrargumentów. Owszem, ale…
Czy Łukaszenka pchał się, czy biegł do tego mikrofonu i kamery na złamanie karku, by ogłosić ludziom „dobrą nowinę”? No, pytam? Coś mi się w to wierzyć nie chce. Znów zapewne jakaś dziennikarska hiena (co należy do jej obowiązków zawodowych, a w kwestie etyki i uczciwości dziennikarskiej zagłębiać się teraz nie będę) w poszukiwaniu taniej sensacji i premii za ciekawy materiał, zadając Łukaszence pytanie na temat katastrofy pod Smoleńskiem, sprowokowała go do tego typu głośnych „refleksji”.
Pozwolę sobie na przytoczenie jego wypowiedzi:
„Dla mnie i takich jak ja, to bardzo ważna lekcja. My prezydenci powinniśmy pamiętać, że w samolocie znajduje się jeszcze 100 osób, które mają rodziny. Z techniką było wszystko w porządku. Niewłaściwa była decyzja głównego człowieka” – podkreślił.
Wydarzyło się coś, co można poczytać jako przestrogę. Przestrogę wielopłaszczyznową: indywidualną, społeczną, jak i polityczną. Dotykającą polityki jako całości zagadnienia, a także środowiska polityków i politykierów (zwłaszcza tych drugich, co to się uważają za Bóg jeden raczy wiedzieć tylko kogo wielkiego). A nade wszystko owa tragedia jest kubłem zimnej wody na łby prezydentów i koronowanych tego świata, by pamiętali, że nie są nieśmiertelni i - co ważniejsze - że ponoszą odpowiedzialność za tych, których biorą ze sobą na pokłady samolotów. Za nich i ich rodziny, bo, jak widać, "nic stałego na świecie" jak głosić wielki wieszcz...
Facet wyraził swoją opinię - i nie wykluczone że taką znowuż fałszywą, a będącą dość prawdopodobną, wrzuconą do worka naszych wspólnych i indywidualnych hipotez...No nie mówcie mi, że nie przeszło Wam to ani razu przez myśl? Po akcjach naszego Lecha-bohatera w Gruzji... Caman! Ja tam w niego (znaczy w Łukaszenkę) z tego akurat powodu kamieniami rzucać nie będę. Za to z innych mogę (lecz to nie wątek na takie dywagacje).
Ale, cóż, jak zwykle słychać ujadanie z niemal każdego nośnika informacji. Cóż, być może to wszystko przez tę przedłużającą się żałobę narodową, być może przez napięcie wywołane brakiem zrozumienia dla tego, co się wydarzyło. A może stres związany z dziejącymi się przemianami (czy na lepsze?), których jesteśmy świadkami? Było nie było wciąż ujadamy – GŁOŚNO UJADAMY… Nieładnie ujadamy. I jak widać, mamy coraz to nowe tematy do obszczekiwania ich i siebie nawzajem. Byleśmy się nie zagryźli, a li tylko pokąsali.
A mnie nie pozostaje nic innego, jak tylko powtórzyć nie swoje słowa: „Ciszej nad tą trumną”.
No i mamy kolejny gorący temat do dyskusji. Fora aż kipią od ujadania – najpierw na Łukaszenkę, później na rzekomych jego obrońców, aż w końcu ludziska plują sfermentowaną plwociną jedni na drugich.
A ja siedzę głupkowato i - z bezradności i bezsilności wobec tej ludzkiej głupoty - drapię się po głowie i zastanawiam, po co i w imię czego te jatki?
„Wszystkich zwolenników Łukaszenki na rok na Białoruś, a niech im rura zmięknie”. No ładnie! Aż się boję wobec tego, co to będzie, kiedy również i moja skromna osoba wyrazi swoją opinię na temat jego wypowiedzi. Niemniej zaryzykuję.
Bo, jak nie darzę polityczną, ani żadną inną sympatią Pana Łukaszenki, tak w tym przypadku nie uważam, by powiedział coś, czego byśmy nie podejrzewali, czy o czym byśmy nie rozmawiali, spekulując po katastrofie na temat potencjalnych (mniej lub bardziej prawdopodobnych) przyczyn wypadku.
Owszem, nie pochwalam formy, ni czasu, w jakim to wyraził. Mogło to nosić znamiona chęci obsobaczenia do końca śp. Kaczyńskiego czy Polski, jako kraju. To mogło wyglądać na zamiar włożenia kija w mrowisko. To mogło w końcu być poczytane jako manipulacja, ale czy w istocie takową było? Nie wiem i pewności mieć co do to tego nie będę. I każdemu radzę powściągnąć rozbuchane emocje. Bo, jak nie wiemy, czy Lech Kaczyński w istocie nakazał lądowanie pomimo koszmarnych warunków atmosferycznych, tak samo nie wiemy, jakie intencje towarzyszyły wypowiadanym przez Łukaszenkę słowom.
Owszem, znane są nam poglądy i postawa Pana Łukaszenki. Nie cieszy mnie, że teraz, że w
trakcie żałoby narodowej "wy-tykał" śp. Prezydentowi, który nawet nie ma możliwości odniesienia się do tematu i przytoczenia kontrargumentów. Owszem, ale…
Czy Łukaszenka pchał się, czy biegł do tego mikrofonu i kamery na złamanie karku, by ogłosić ludziom „dobrą nowinę”? No, pytam? Coś mi się w to wierzyć nie chce. Znów zapewne jakaś dziennikarska hiena (co należy do jej obowiązków zawodowych, a w kwestie etyki i uczciwości dziennikarskiej zagłębiać się teraz nie będę) w poszukiwaniu taniej sensacji i premii za ciekawy materiał, zadając Łukaszence pytanie na temat katastrofy pod Smoleńskiem, sprowokowała go do tego typu głośnych „refleksji”.
Pozwolę sobie na przytoczenie jego wypowiedzi:
„Dla mnie i takich jak ja, to bardzo ważna lekcja. My prezydenci powinniśmy pamiętać, że w samolocie znajduje się jeszcze 100 osób, które mają rodziny. Z techniką było wszystko w porządku. Niewłaściwa była decyzja głównego człowieka” – podkreślił.
Wydarzyło się coś, co można poczytać jako przestrogę. Przestrogę wielopłaszczyznową: indywidualną, społeczną, jak i polityczną. Dotykającą polityki jako całości zagadnienia, a także środowiska polityków i politykierów (zwłaszcza tych drugich, co to się uważają za Bóg jeden raczy wiedzieć tylko kogo wielkiego). A nade wszystko owa tragedia jest kubłem zimnej wody na łby prezydentów i koronowanych tego świata, by pamiętali, że nie są nieśmiertelni i - co ważniejsze - że ponoszą odpowiedzialność za tych, których biorą ze sobą na pokłady samolotów. Za nich i ich rodziny, bo, jak widać, "nic stałego na świecie" jak głosić wielki wieszcz...
Facet wyraził swoją opinię - i nie wykluczone że taką znowuż fałszywą, a będącą dość prawdopodobną, wrzuconą do worka naszych wspólnych i indywidualnych hipotez...No nie mówcie mi, że nie przeszło Wam to ani razu przez myśl? Po akcjach naszego Lecha-bohatera w Gruzji... Caman! Ja tam w niego (znaczy w Łukaszenkę) z tego akurat powodu kamieniami rzucać nie będę. Za to z innych mogę (lecz to nie wątek na takie dywagacje).
Ale, cóż, jak zwykle słychać ujadanie z niemal każdego nośnika informacji. Cóż, być może to wszystko przez tę przedłużającą się żałobę narodową, być może przez napięcie wywołane brakiem zrozumienia dla tego, co się wydarzyło. A może stres związany z dziejącymi się przemianami (czy na lepsze?), których jesteśmy świadkami? Było nie było wciąż ujadamy – GŁOŚNO UJADAMY… Nieładnie ujadamy. I jak widać, mamy coraz to nowe tematy do obszczekiwania ich i siebie nawzajem. Byleśmy się nie zagryźli, a li tylko pokąsali.
A mnie nie pozostaje nic innego, jak tylko powtórzyć nie swoje słowa: „Ciszej nad tą trumną”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz